Magiczna ósemka Milanu i wirus Berlusconi

Szymon Janczyk
Osiem. Liczba, która najlepiej oddaje obecną sytuację i pozycję Milanu w świecie futbolu. Ktoś zapyta: ale jak to, przecież Rossoneri aktualnie zajmują 10. pozycję w lidze... Śpieszę więc z wyjaśnieniem. Ogromny regres Milanu i niesamowity wręcz zjazd tego zespołu w 20. kolejce Serie A został "podpisany" właśnie tą cyfrą. 23 maja 2007 roku minie OSIEM lat od ostatniego europejskiego triumfu tego zespołu, OSIEM punktów straty do trzeciego miejsca w tabeli praktycznie wyklucza Diavolo z walki o powrót do Ligi Mistrzów, a OSIEM oczek przewagi nad strefą spadkową jest widmem przyszłości, która maluje się w coraz ciemniejszych barwach.

Skąd w ogóle wzięły się moje przemyślenia związane z "magiczną" ósemką, tytułową bohaterką tego tekstu? Wszystko zaczęło się od nieco szyderczej uwagi po spotkaniu z rzymskim Lazio. Wówczas spoglądając w tabelę dostrzegłem 'równowagę' Milanu, który obecnie plasuje się w połowie stawki, i skwitowałem moje odkrycie stwierdzeniem, że zespół znalazł złoty środek pomiędzy ambicjami na grę w Lidze Mistrzów i formą gwarantującą co najwyżej walkę o utrzymanie. Z początku tego typu sarkastyczne żarciki były może zabawne, jednak w końcu przychodzi czas refleksji. O fatalnej formie zawodników, o niekompetentnym trenerze rzuconym na głęboką wodę. Powodów do narzekania jest naprawdę sporo, ale prawdziwa przyczyna upadku klubu, który jest przecież ikoną europejskiej piłki zaczyna się... w czasach jego największych triumfów. Paradoksalnie to właśnie podczas wielkich zwycięstw organizm został zakażony wirusem, który rozwijał się stopniowo i niszczył Rossonerich od środka. Wirus ten nazywa się Silvio Berlusconi.

Odważne stwierdzenie prawda? Były premier Włoch zbudował przecież Milan i to głównie dzięki niemu Rossoneri stanęli na szczycie świata. Nie można więc odmówić mu zasług, ale to nie one są w tym momencie kluczowe. Fascynacja i uwielbienie zespołu nie wystarczą by utrzymać go na topie. Znajomość biznesu i rynku, a przede wszystkim trafne przewidywanie przyszłych działań to klucz do przetrwania w tym świecie. A tego właścicielowi Milanu zabrakło. Dlaczego tak mocno "hejtuję" Berlusconiego? Bo nie zadbał o przyszłość klubu nawet w najmniejszym stopniu. Zaślepiony kolejnymi sukcesami i towarzystwem wielkich gwiazd, które zakontraktował zupełnie nie dbał o to, że w pewnym momencie coś może się popsuć. Nie przewidział kryzysu, co dziwi tym bardziej gdy spojrzymy jakich biznesów dokonywał na polu zawodowym. Silvio pozostawił zespół sam sobie. Tak, by ten trwał, licząc na wieczną utopię. Niestety nic w futbolu nie jest wieczne, czasy się zmieniły, a wraz z nimi zmienił się rynek, który z upływem lat wpompowania coraz większych sum w drużynę. Finansowe eldorado doprowadziłoby do bankructwa zarówno Milan jak i Berlusconiego, więc najmniej dziwi mnie zakręcenie złotego kurka z pieniędzmi przez polityka. Na jego miejscu pewnie zrobiłbym to samo, dbając o własne interesy. Co więc powinien zrobić właściciel ze swoim prywatnym folwarkiem? Przede wszystkim zapewnić mu ciągłość dochodów.

Spójrzmy na to ze strony najmniejszych struktur. Poczynając od szkolenia młodzieży - w jakim miejscu jest w tym momencie Milan? Proszę, wymieńcie wychowanków tego klubu, którzy zrobili naprawdę dużą karierę w latach 2005-2015. Te ramy czasowe wskazują idealnie na okres, w którym wczesne inwestowanie w rozwój juniorów powinno być najbardziej widoczne. Bardziej obrazowo: bierność Rossonerich w tej kwestii sprawiła, że Milan jest klubową... Polską. Polską, która od osiemnastu lat opuszcza najważniejsze rozgrywki w Europie bo dopiero niedawno zainteresowała się inwestowaniem w przyszłość. Milan od początku panowania Berlusconiego był w raju. Niskie ceny pozwalały sprowadzać do Mediolanu zawodników światowej klasy, bo oferty Milanu łatwo mogły przebić konkurencję. W stolicy mody, tak jak zresztą w całej Italii, nie liczono się z kosztami i zatrudniano gwiazdy, którym płacono krocie. Milan mógł być więc najlepszy. Dysponując potężnymi finansami mógł sprowadzać świetnych zawodników, którzy podnosili jakość zespołu. Przespał on jednak czas rozwoju futbolu, w którym światowe firmy nie tylko kupowały, ale i dbały o inwestycje, o infrastrukturę. Milan działał inaczej, szalał na zakupach i w kontraktach, którymi kusił znane nazwiska.

Nic więc dziwnego, że klub miał potężnie zachwiany fundament i po odcięciu pieniędzy zadziałał jak lampka, którą odpięto od kontaktu - wyłączył się. Problem robił się coraz większy, a w końcu urósł do takich rozmiarów, że Milan nie potrafił utrzymać swoich gwiazd u siebie. Nie miał bogatych sponsorów ani lukratywnych kontraktów i powoli zamykał sakiewkę z pieniędzmi, która dziś ledwo otwiera się w okienku transferowym i starcza jedynie na pokrycie pensji dla nowych zawodników. Co by było, gdyby Rossoneri rozwinęli swoją akademię i sami wychowywali gwiazdy, jak np. FC Barcelona? Futbol jest bardzo skomplikowanym mechanizmem, który ciężko zrozumieć od strony finansów - to przyzna każdy, bo tak naprawdę o kulisach kosztów, dochodów i wydatków prawdę znają jedynie "wysoko postawieni" przedstawiciele tego świata. Nietrudno jednak zgadnąć, że nie można funkcjonować gdy wydaje się więcej, niż się zarabia - nie potrzeba do tego doktoratu z ekonomii, a podstawowej znajomości życia. Nie mam pojęcia na co liczyli włodarze ekipy z Mediolanu, ale z pewnością nie liczyli oni sił na zamiary.

Kolejne działania wirusa Berlusconi to nadmierna ingerencja w zespół. Nikt oczywiście nie zabrania właścicielowi podejmowania decyzji o tym, kto ma trenować zespół, czy kto ma w nim grać - dopóki robi to z głową. Silvio zaczął się jednak kierować własnymi uczuciami i w ten sposób na ławce trenerskiej znalazł się Filippo Inzaghi. Owszem, w świecie piłkarskim jest to znaczące nazwisko, ale w świecie trenerskim "Pippo" jest nikim. Milan jest jego pierwszym poważnym wyzwaniem - i to bardzo poważnym, bo prowadzenie autobusu, w którym wszystko się psuje sprawiłoby kłopoty doświadczonym "kierowcom", więc dla nowicjusza jest to nie lada wyzwanie. Wyzwanie, z którym Inzaghi sobie nie radzi i prawdopodobnie sobie nie poradzi. Zatrudniania trenera z małym bądź zerowym stażem zawsze wiąże się ze sporym ryzykiem. Tym razem ryzyko się nie opłaciło. Były premier zamiast koła ratunkowego w postaci doświadczonego fachowca powierzył "świeżakowi" ekipę i zadanie zaprowadzenia jej na szczyt, które zdecydowanie przerosło eks-napastnika Rossonerich. W taki oto sposób egoizm Berlusconiego niszczy mozolną i ciężką pracę innego człowieka-legendy w mediolańskim klubie, Adriano Gallianiego. Galliani robi bowiem coś naprawdę wielkiego sprowadzając do Milanu najlepszych spośród najtańszych. Nikt przecież nie powie, że Diavolo dysponują słabymi graczami co uniemożliwia im walkę o najwyższe lokaty w lidze. To po prostu nieprawda, bo choć kadra nie pozwolą mediolańczykom podjąć rękawicy rzuconej przez Juventus, czy Romę to ostatnie miejsce na podium jest jak najbardziej w zasięgu ekipy z San Siro.

Spójrzmy tylko na wyjściową jedenastkę w meczu z Lazio. Diego Lopez - człowiek, który jeszcze rok temu potrafił odebrać miejsce w bramce Realu żywej ikonie tego klubu, Ikerowi Cassilasowi. Ignazio Abate - podstawowy obrońca reprezentacji Włoch, uczestnik mundialu w Brazylii. Philippe Mexes - najlepszy wrestler w całej Italii, następca Santino Marelli. Alex - w ubiegłym sezonie podstawowy obrońca mistrza Francji, PSG. Pablo Armero - jeden z najlepszych Kolumbijczyków na tegorocznych mistrzostwach świata. Andrea Poli - tu mnie macie, ciężko powiedzieć o nim dobre słowo... Riccardo Montolivo - przed kontuzją kluczowy zawodnik Milanu i reprezentacji Włoch. Marco van Ginkel - to samo co Poli, podobno młody talent, no właśnie "podobno". Giacomo Bonaventura - najdroższy letni transfer Milanu, w Atalancie 5 bramek i 4 asysty w poprzednich rozgrywkach. Jeremy Menez - egoista, ale zawsze świetny na włoskich boiskach. No i wreszcie Stephan El Shaarawy - największa nadzieja Rossonerich, złoty chłopak z San Siro. Czy naprawdę ktokolwiek śmie twierdzić, że taka paka nie jest w stanie rozłożyć na łopatki Ceseny, Atalanty, albo Cagliari? Pomijam już straty punktów z najlepszymi, chociaż moim zdaniem obecny Milan ma szansę na równą walkę z każdym ligowym rywalem. O zwycięstwie w hitowym meczu decydują jednak detale, więc nawet z Jose Mourinho na ławce można sobie pozwolić na porażkę ze Starą Damą. Ale wspomniana wcześniej trójka? To zespoły o kilka klas gorsze, w barwach których nie ma tak znakomitych zawodników. Wygrana przynajmniej dwóch z trzech tych spotkań powinna być koniecznością, a nie jest.

Nie będę zagłębiał się w szczegóły błędów popełnianych przez "Pippo", bo już raz o tym pisałem, więc powtarzanie się byłoby stratą czasu, każdy może nadrobić tę lekturę. Czy Milan da się jeszcze uchronić przed upadkiem? Ależ oczywiście. Przykładu nie trzeba daleko szukać, wystarczy zerknąć za miedzę. Eric Thorir powoli (tak, wiem że Inter też gra słabo, nie bulwersujcie się - POWOLI) stawia Inter na nogi. Właściciel nie boi się inwestować w drużynę, czego nie robi obecnie Berlusconi, a wcześniej odkupił klub od dotychczasowego posiadacza, złotego człowieka Nerazzurrich - Massimo Morattiego. Czy to jedyne rozwiązanie? Tak. Prawdą jest, że w obecnej sytuacji Milan idzie w dół szybciej niż Titanic. Nie przewiduję oczywiście całkowitego zatonięcia, ale akcje klubu spadają z dnia na dzień co odciąga ewentualnych sponsorów i partnerów. Dziś adidas nie zapłaci za dostarczanie sprzętu Rossonerim takich pieniędzy, na jakie może liczyć m.in. Manchester United. A co można dziś zrobić bez gotówki? No dobrze, zawsze można ratować się smykałką Adriano Gallianego, ale również ten człowiek może zostać wyeliminowany przez wirusa Berlusconi. Chociaż sam Silvio niezwykle ceni sobie usługi swojego przyjaciela, to oficjalną władzę w klubie sprawuje jego córka - Barbara, która uwielbia grać na nerwach bezwłosemu mistrzowi transferów i już kilkakrotnie dochodziło między nimi do poważnych kłótni. A co by było wtedy? Aż strach pomyśleć, bo z niezbyt kompetentną blondynką za sterami i bez Gallianego Milan miałby jeszcze mniejsze szanse na ugranie czegokolwiek na rynku transferowym.

Dobrze, zakończmy to optymistycznym akcentem. Na pocieszenie dla fanów drużyny z Mediolanu: Real odebrał nam tytuł najbardziej utytułowanego klubu świata, ale wciąż jesteśmy najbardziej utytułowaną drużyną w sezonie 2014/2015. Żaden inny zespół nie wygrał trzech pucharów. A co to za różnica, czy w klubowej gablocie stoi Trofeo TIM, Berlusconi i Bernabeu czy puchar za Scudetto, Ligę Mistrzów i Klubowe Mistrzostwo Świata...

Aha, no i jeszcze jedno. Jeśli wasza dziewczyna/narzeczona/żona zarzuci wam niewierność, będziecie mogli powiedzieć jej: "Kobieto, kibicowałem Milanowi w 2015 roku. Nadal wątpisz w moje przywiązanie?"

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gol24.pl Gol 24