Czołówka zwycięża, doł tabeli oddala się od utrzymania - podsumowanie 26. kolejki 1. ligi

Konrad Kryczka
Zagłębie, Wisła oraz Termalica zgodnie z planem wygrały swoje mecze i kontynuują wyścig o awans do Ekstraklasy. O wiele gorsze humory mają drużyny z dna tabeli: GKS Tychy, Pogoń Siedlce oraz Widzew przegrały swoje spotkania i na osiem kolejek przed końcem w klubach tych robi się coraz bardziej nerwowo.

Do bólu skuteczni - tak można mówić o piłkarzach Wisły Płock, którzy nie zwalniają na drodze w kierunku Ekstraklasy. Zawodnicy Marcina Kaczmarka punktują idealnie, ostatnio prawie cały czas zgarniając komplety punktów. A dokładniej, musimy nadmienić, że cztery z ostatnich pięciu spotkań (ten jeden mecz to remis 1:1) Nafciarze kończyli skromnym zwycięstwem 1:0. Kibice nie zobaczyli więcej gradu bramek, ale, dostosowując się do piłkarskich reguł, trzeba powiedzieć wprost: lepiej wygrać cztery razy po 1:0, niż zwyciężyć raz 4:0, a pozostałe spotkania przegrać, czy zremisować. O sile płocczan przekonał się tym razem broniący się przed spadkiem z 1. ligi GKS Tychy.

- Szkoda tej porażki, bo na pewno było to nasze najlepsze wyjazdowe spotkanie. Mecz cały czas był otwarty, my mieliśmy sytuacje, gospodarze również. Przyjechaliśmy tutaj w siedemnastu, ciężko było zestawić jedenastkę, ale okazało się, że dzielnie stawialiśmy opór. Porażka boli, tym bardziej, że znów decydującego gola tracimy w końcówce – komentował po zakończonym spotkaniu trener gości, Tomasz Hajto, któremu z każdą kolejną kolejką będzie trudniej zrealizować cel, jakim jest utrzymanie tyskiego klubu w rozgrywkach. – Zdarzyło nam się dużo indywidualnych błędów, gra była momentami szarpana, ale nie można nam odmówić konsekwencji i chęci zdobycia bramki – zaznaczył z kolei Kaczmarek.

Z trasy, która powinna zakończyć się awansem, nie zbacza również Zagłębie Lubin. „Miedziowi” , podobnie jak Wisła, pokonali rywali zaledwie 1:0, ale należy również pamiętać o tym, że ich przeciwnikiem była czwarta w tabeli Olimpia Grudziądz (aktualnie już piąta), więc niezbyt łatwy rywal. Bramkę na wagę zwycięstwa zdobył wracający do wysokiej formy Łukasz Janoszka. „Ecik” strzelił swojego czwartego gola wiosną, a także otrzymał od arbitra żółtą kartkę - żeby było zabawniej, również czwartą. Oznacza to, że w następnej kolejce Piotr Stokowiec nie będzie mógł skorzystać z radzącego sobie świetnie skrzydłowego. - To był mecz na ekstraklasowym poziomie. Poprzednio brakowało nam "kropki nad i", a dziś zrobiliśmy kolejny krok do powrotu do Ekstraklasy, choć był on naprawdę trudny - przyznawał po spotkaniu Stokowiec.

Walki o awans nie odpuszcza również Termalica, choć jak zwykle ludzie tworzą różne historie na ten temat. Zespół z Niecieczy, który przed rozpoczęciem wiosennej części rozgrywek był niekwestionowanym liderem, wiosną wyraźnie spuścił z tonu i aktualnie zajmuje trzecią pozycję, która na koniec sezonu nic by mu nie dała. Termalica utrzymała stratę do Wisły na poziomie trzech punktów po tym, jak pokonała w tej kolejce 2:1 Miedź Legnicę. W zespole Piotra Mandrysza wyróżniał się zwłaszcza wypożyczony z Górnika Dawid Plizga, który zanotował już trzecie trafienie tej wiosny.

Po zwycięstwo sięgnął również GKS Katowice. Można powiedzieć, że w końcu, bo ludziom w klubie - mówiąc łagodnie - ciężko było przełknąć wyniki drużyny w poprzednich spotkaniach. Szczęściem GieKSy było to, że trafił jej się beniaminek, który rozpaczliwie broni się przed spadkiem i całkiem możliwe, że walkę o utrzymanie przegra. Mowa o Pogoni Siedlce, u której nie widać diametralnej zmiany względem jesieni. Zespół prowadzony przez Carlosa Alosa Ferrera (Hiszpan był po spotkaniu zadowolony z postawy drużyny) przegrał wiosną czwarty mecz i w tabeli wyprzedza jedynie Widzew. Trzeba jednak przyznać, że przez chwilę wydawało się, że Pogoń dopisze sobie kolejne punkty. Siedlczanie prowadzili bowiem po trafieniu Cezarego Demianiuka. GKS wziął się jednak do roboty, odpowiadając trzema bramkami. Rewanż rozpoczął lider klasyfikacji strzelców - Grzegorz Goncerz, który zdobył swojego pierwszego gola od ponad miesiąca.

Jeżeli chodzi o wspomniany Widzew, to w Łodzi nastroje coraz gorsze. Co prawda drużyna Wojciecha Stawowego tydzień wcześniej ograła Termalikę, ale nie ma to wielkiego znaczenia, jeżeli teraz uległa w Świnoujściu Flocie. Mecz otworzył się w drugiej połowie, kiedy to gospodarze wyprowadzili dwa ciosy, po których łodzianie się już nie podnieśli. Najpierw Dawid Kort, później Arkadiusz Reca i było po zabawie. - W skrócie naszą grę mogę podsumować tak, że do Świnoujścia nie dojechaliśmy. Graliśmy bez agresji boiskowej, nie widać było po nas, że gramy z charakterem i ambitnie walczymy o utrzymanie się w lidze. Jak nie zdobywa się punktów, to nie można myśleć o zostaniu w lidze. Wiemy, jaka jest nasza sytuacja w tabeli, a na boisku wyglądaliśmy, jak bylibyśmy już utrzymani w 1. lidze - szczerze podsumował popisy swoich zawodników Stawowy.

Z kolei do Bytowa z pewnością dojechał Dolcan, którego piłkarze mogą jedynie żałować tego, że mecze nie trwają osiemdziesięciu minut zamiast półtorej godziny. Do osiemdziesiątej minuty bowiem zawodnicy Dariusz Dźwigały mieli wszystko pod kontrolą. Co prawda pierwsi stracili bramkę, ale potrafili odpowiedzieć dwoma trafieniami. Szczególnie istotne było to Daniela Gołębiewskiego. Nie dlatego, że dało wyrównanie, ale raczej z tego względu, że był to dla niego pierwszy gol w barwach Dolcanu. To raz. Dwa, pierwsze trafienie od ponad roku. I trzy, co najważniejsze, jeszcze jesienią napastnik grał dla Bytovii, w barwach której zmarnował rzut karny w meczu z… Dolcanem. Było więc trochę sportowych podtekstów, ale i tak skończyło się na tym, że ząbkowanie wyjeżdżają z Bytowa bez punktów. W ostatnich 10 minutach meczu popełnili oni trochę błędów w obronie i najpierw piękną bramkę zdobył Artur Formela (trochę w stylu centrostrzału Brzyskiego przeciwko Lechowi), a później z rzutu karnego (podyktowanego za niepotrzebny faul Rafała Leszczyńskiego) poprawił Janusz Surdykowski.

Ze zwycięstwa w tej kolejce cieszyli się również zawodnicy Wigier. Drużyna z Suwałk pokonała na własnym obiekcie Sandecję Nowy Sącz 2:1, a decydującą bramkę zdobył Kamil Adamek. W dwóch pozostałych spotkaniach padły remisy 1:1. Taki wynik Stomilowi w starciu z Chrobrym Głogów uratował niezawodny w trwających rozgrywkach Wołodymyr Kowal. Podobnym rezultatem zakończyły się ciekawie zapowiadające się (a także potraktowane jako spotkanie podwyższonego ryzyka) derby Pomorza. Chojniczanka z Arką wymieniły uderzenia za pośrednictwem Rafała Grzelaka i Marcusa Viniciusa, a kibice spodziewali się z pewnością większej liczby trafień.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gol24.pl Gol 24