Lech dał się Lechii przebudzić, ale zdążył wykonać decydujący ruch

Jacek Czaplewski
Lech Poznań - Lechia Gdańsk 2:1
Lech Poznań - Lechia Gdańsk 2:1 Grzegorz Dembiński
45 minut dobrej gry to za mało. Wie już o tym Lech, który mimo że szybko wyszedł na prowadzenie, to później pozwolił Lechii Gdańsk na doprowadzenie do remisu. Na swoje szczęście w doliczonym czasie gry przeprowadził zgraną akcję, którą zwieńczył Marcin Robak i ostatecznie trzy punkty zostały w Poznaniu.

- Oby tak dalej – skomentował w przerwie pierwsze 45 minut Szymon Pawłowski, a to znaczyło tyle, że Lech zaczął tak, jak chciał. Strzelił szybko gola, kontrolował dalszy przebieg i przy okazji mógł pozwolić sobie na testowanie różnych rozwiązań taktycznych, zwłaszcza pod kątem pojedynku z FC Basel.

Na Lechię poznaniacy wyszli bez nominalnego prawoskrzydłowego, za to z dwoma rozgrywającymi: Darko Jevticiem i Kasprem Hamalainenem. Obaj mieli szukać siebie w środku i podawać na wolne pole do Marcina Robaka, jednocześnie robiąc wolny korytarz na boku nabiegającemu Tomaszowi Kędziorze. W tych sektorach boiska i w taki sposób zostały właśnie przeprowadzone najgroźniejsze akcje.

Wyjść na prowadzenie pomogła jednak Lechowi bardziej Lechia niż taktyka. A konkretnie debiutujący stoper Mario Maloca, który w 19 minucie tak fatalnie wyprowadził piłkę, że podał ją pod nogi przeciwnika. Kasper Hamalainen popędził w okolice szesnastki, popatrzył jeszcze gdzie stoją koledzy i czy warto do nich zagrać, po czym kropnął z prawej nogi tak, że pozostało mu wpaść w objęcia uradowanych partnerów z drużyny. Zanim bowiem futbolówka wpadła do siatki, to odbiła się od prawego słupka. Bramkarz Marko Marić, choć bronił bardzo dobrze, nie miał żadnych szans na skuteczną interwencję.

Jeszcze w pierwszej połowie mistrz Polski powinien zdobyć drugą bramkę i tym samym dobić Lechię. Ale tego nie zrobił, bo Marcin Robak, mimo że piłka stale szukała go w polu karnym, trafiał w środek, w bramkarza.

Coś dziwnego stało się po zmianie stron. Lech może i nie stanął w miejscu, ale z całą pewnością pozwolił Lechii złapać oddech, poczuć krew, zwietrzyć szansę… Najpierw groźnie główkował debiutujący Grzegorz Kuświk, potem ostrzeżenie z dystansu wysłał Michał Mak. W końcu gdańszczanie postanowili sięgnąć po sprawdzone metody, czyli po rzut rożny i próbę dośrodkowania na najlepiej wyskakującego zawodnika. I to wypaliło. Na kwadrans przed końcem dzięki Rafałowi Janickiemu doprowadzili do remisu.

Lechowi znowu zrobiło się ciepło. Coś podobnego przerabiał tydzień temu z Pogonią Szczecin (1:2). Po golu Lechii nerwowo zaczął szukać swojego, którym odzyskałby prowadzenie. Pierwsze próby spełzły na niczym. Dopiero w doliczonym czasie gry, jakby na granicy możliwości, do siatki na 2:1 trafił Marcin Robak.

Lech zatem po pierwsze ligowe zwycięstwo sięgnął w dramatycznych okolicznościach, w bólach, w nerwach. Takie doświadczenia budują, przy czym są dowodem, że nie wolno sobie przypisywać punktów po pierwszej połowie. A zespół Macieja Skorży najwyraźniej to zrobił, skoro potem dał się Lechii odrodzić.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gol24.pl Gol 24