Runda dopiero się rozpoczęła, ale piłkarska Polska czeka już na ten mecz!

Radosław Patroniak / Głos Wielkopolski
Starcie Legii z Lechem znów zelektryzuje piłkarską Polskę
Starcie Legii z Lechem znów zelektryzuje piłkarską Polskę Szymon Starnawski/Polska Press
Wydarzeniem rundy wiosennej piłkarskiej Ekstraklasy będzie mecz Lech - Legia, 19 lub 20 marca przy Bułgarskiej. Ligowy klasyk ma być punktem kulminacyjnym obchodów 94. rocznicy powstania Kolejorza.

Lech - Legia to w Poznaniu zawsze wydarzenie ponadprzeciętne. Animozje między kibicami obu drużyn są już znane bowiem od dziesięcioleci i wciąż rozpalają emocje wśród fanów w całym kraju. Tym razem sięgną one zenitu 19 lub 20 marca, bo wtedy na Bułgarską przyjadą wojskowi. Gospodarze będą chcieli pokazać, że mistrz jest tylko jeden, a goście będą go chcieli upokorzyć przed własnymi kibicami. Niby nic nowego, ale już dziś wiadomo, że jeden z graczy stołecznego klubu nie będzie miał na boisku w Poznaniu łatwego życia. Mowa oczywiście o Kasperze Hamalainenie, który w zimowej przerwie przeniósł się ze stolicy Wielkopolski do Warszawy. Nie wszystkim to się spodobało, więc głośno już jest o akcji zbierania i sypania monet w kierunku niewiernego Fina.

Trenerzy łączą, a nie dzielą

Marcowy mecz będzie punktem kulminacyjnym obchodów rocznicowych. W dzień hitowego spotkania Kolejorz będzie bowiem obchodził jubileusz 94-lecia istnienia. Statystyka przemawia na korzyść mistrza Polski. Spośród 52 meczów Lech wygrał 22, remis padał 16 razy, a 11 razy górą byli goście. Podopieczni Jana Urbana (to kolejny trener, po Macieju Skorży, który łączy, a nie dzieli zwaśnione kluby) będą chcieli na pewno nie tylko wygrać, ale pokazać również, że wciąż mają szansę na obronę tytułu. Przed meczem rundy uaktywnią się też z pewnością właściciele obu klubów. W ostatnich sezonach złośliwości i uszczypliwości nie szczędzili sobie zwłaszcza wiceprezes Lecha, Piotr Rutkowski i prezes Legii, Bogusław Leśnodorski. O to, że i tym razem nie zabraknie pretekstu do wymiany zdań możemy być spokojni. Bardziej trzeba się natomiast martwić o poziom spotkania, gdyż w ostatnio piłkarze nas pod tym względem nie rozpieszczali. Wyjątkiem był ubiegłoroczny bój o Superpuchar, w którym Kolejorz wzniósł się na wyżyny swoich umiejętności. Inna sprawa, że rywale w tym dniu ani trochę nie dostosowali się do jego poziomu.

Ostatnia bijatyka w Bydgoszczy

Niechęć kibiców obu drużyn jest przenoszona z pokolenia na pokolenie, choć w minionych pięciu latach nie wiąże się już z bijatykami i ekscesami na trybunach (po raz ostatni do starć pseudokibiców doszło na finale Pucharu Polski w Bydgoszczy). To nie znaczy jednak, że obie strony zapałały do siebie nagle miłością, wręcz przeciwnie nie brakuje sytuacji, które rozpalają wzajemną niechęć. - Kiedyś animozje tworzyły się wokół przymusowych transferów do Legii. Pobory się jednak skończyły, a mimo to nienawiść wciąż jest duża, a sprzyjają jej warszawskie media, które wciąż forują stołeczny klub. Tak samo zresztą jak PZPN, który notorycznie ma problemy z obiektywizmem przy wyznaczaniu obsady sędziowskiej. na ligowe spotkania. Nie uważam, że Lech musi mieć zawsze najlepszą drużynę w Polsce. Wolałbym jednak, żeby tytuł powędrował gdzie indziej niż na Łazienkowską - przyznał Piotr Podolczak, wierny kibic Lecha i zbieracz pamiątek.

Semir Stilic i najniższy wymiar kary

Przy okazji zapowiedzi szlagieru wiosny warto też przypomnieć mecze obu ekip, które na długo pozostaną w pamięci fanów i to z różnych powodów. 3 kwietnia 2010 roku odbył się przy Bułgarskiej mecz, który przybliżył Lecha do mistrzostwa Polski. Kolejorz wygrał 1:0 po kapitalnym golu Semira Stilica z rzutu wolnego, ale był to najniższy wymiar kary, jaki mógł tego dnia spotkać Legię. Poznaniacy grali bowiem fenomenalnie. Tyle, ile ciekawych akcji wtedy przeprowadzili, trudno teraz doliczyć się w kilku meczach. Całkowicie zdominowali rywali, którzy momentami zmuszeni byli do desperackiej obrony. Nasza drużyna miała mnóstwo sytuacji, atak sunął za atakiem, raz prawą, raz lewą stroną, gdzie błyszczeli Sławomir Peszko i Siergiej Kriwiec. Świetnie jednak bronił Jan Mucha. Inna sprawa, że sędzia Hubert Siejewicz nie podyktował jedenastki za faul na Robercie Lewandowskim. Mecz mógł się skończyć nokautem, Legia utrzymała jednak pion, ale punkty jak najbardziej zasłużenie zostały w Poznaniu. Pobory się skończyły, ale warszawskie media wciąż forują stołeczny klub

Runda honorowa Adamca

Trudno porównywać radość ze zwycięstwa nad odwiecznym rywalem, ale największą euforię kibice Kolejorza przeżyli chyba 5 czerwca 1983 roku. Po klęsce 0:6 w Krakowie, wydawało się, że Lech stracił szanse na pierwsze w historii upragnione mistrzostwo. Do rozegrania zostały cztery kolejki, ale to rywale Widzew i Ruch grali skuteczniej i bardziej widowiskowo. Poznańska „Lokomotywa” się jednak przełamała. Wygrała z Legią 1:0 po heroicznym boju i wielkich emocjach do ostatniego gwizdka sędziego. Bramkę zdobył dopiero w 90. minucie po strzale głową Józef Adamiec. Stadion przy Bułgarskiej wręcz oszalał ze szczęścia, a zdobywca gola obiegł całe boisko z podniesionymi do góry rękoma. Tę radość pamiętają najstarsi kibice i pewnie jeszcze dziś zakręci się im łezka w oku na wspomnienie tej chwili.

Rekordy frekwencji

Konfrontacje ze stołeczną jedenastką są wyjątkowe pod jeszcze jednym względem. Przed każdym takim spotkaniem padają niezliczone pytania o ceny i dostępność biletów. Dlatego już dziś można wskazać, że wiosenny rekord frekwencji w naszej ekstraklasie prawdopodobnie padnie 19 lub 20 marca. No, chyba że w grupie mistrzowskiej znów dojdzie do starcia obu ekip przy Bułgarskiej... Tak czy inaczej nie zostanie jednak pobity rekord publiki z 26 lipca 1972 roku. Wtedy to Kolejorz rozgrywał pierwszy mecz po wejściu do ekstraklasy, po kilkunastu latach tułaczki po niższych ligach. Kolejorz wygrał z Legią 1:0, po kapitalnym golu z rzutu wolnego Romana Jakóbczaka. Trudno oszacować dziś, ilu widzów było wtedy na trybunach. Stadion Warty wypełniony był do ostatniego miejsca, ludzie siedzieli w przejściach między sektorami, na koronie stadionu utworzyło się kilka rzędów kibiców, którzy wypatrywali to, co działo się na murawie. Świadkowie mówią, że na mecz przyszło ponad 60 tys. widzów, choć być może jest to liczba zawyżona.

Reiss, czyli specjalista od upokarzania

Zyskać uznanie przy Bułgarskiej można w różny sposób, czyli przywiązaniem do barw klubowych, bezkompromisowością, walecznością albo chęcią do integrowania się z fanami. Miano legendy zyskuje się jednak tylko po meczach z Legią. Tak było właśnie w przypadku Piotra Reissa. 6 czerwca 1998 r. (3:0) i 18 maja 2004 r. (2:0). Te dwie daty to dwa historyczne zwycięstwa „Dumy Wielkopolski” w ekstraklasie oraz finale Pucharu Polski. Bohaterem obu spotkań był popularny „Rejsik”, strzelec wszystkich goli. Legenda Lecha zapewniła w tym pierwszym meczu utrzymanie drużynie spektakularnym hat-trickiem. To był jego pierwszy hat-trick w barwach Kolejorza. Po meczu kibice do białego rana bawili się na Starym Rynku.

Wyścig finansowy

Lech i Legia toczą od kilku lat rywalizację o prymat na jeszcze jednym polu, a mianowicie na płaszczyźnie finansowej, choć od dwóch sezonów stołeczny klub wyraźnie ucieka poznaniakom. Budżet Legii wynosi bowiem - według raportu sporządzonego przez firmę Deloitte - 120 mln zł, a Lecha jedynie 45 mln zł (koszty utrzymania pierwszego zespołu wynoszą 25 mln zł). Pieniądze jednak same nie grają, o czym przekonaliśmy się choćby w poprzednim sezonie.

Głos Wielkopolski

CZYTAJ WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gol24.pl Gol 24