Bez makijażu nie wychodzę na boisko

Katarzyna Wolnik
Polskie siatkarki za trzy dni zagrają swój pierwszy mecz podczas olimpiady w Pekinie. Z Katarzyną Skowrońską-Dolatą, atakującą naszej reprezentacji, rozmawiamy jednak nie o sportowych wyczynach, ale o tym, jak je godzić z kobiecością.

Podczas ostatniego Pucharu Świata zdobyła najwięcej punktów, uznano ją za najpiękniejszą siatkarkę ligi włoskiej. Z Katarzyną Skowrońską-Dolatą spotykamy się w Szczyrku w czasie zgrupowania siatkarek przed igrzyskami olimpijskimi w Pekinie

- Jest Pani ubrana w dres, ale na twarzy nie brakuje pełnego makijażu. Wasz menedżer uprzedził mnie, że zanim wyjdziecie porozmawiać z dziennikarzami, musicie się odpowiednio przygotować…
- Trochę się spóźniłam, wiem, ale mam usprawiedliwienie: dzień dla prasy miał być kiedy indziej (śmiech). Przed chwilą zostałam obudzona. Musiałam się trochę "poprawić" — sama pani rozumie.

- Pytam o makijaż, bo ciekawi mnie, czy malujecie się też przed wyjściem na boisko?

- Pewnie! (śmiech). Pomalowanie rzęs jest dla mnie tak oczywiste jak zjedzenie śniadania. Może to zabrzmi jakbym była zmanierowana i próżna, ale bez pomalowanych oczu nie wychodzę na boisko.
Przyzwyczaiłam się do tego. Uważam, że każda dbająca o siebie kobieta powinna zawsze mieć przy sobie co najmniej jeden kosmetyk. Dla mnie tusz do rzęs to podstawa.

- Jak dbacie o swój wygląd przed meczem?
- Na pewno trzeba się porządnie wyspać, wypocząć. Dzień, w którym rozgrywamy mecz, jest bardzo napięty. W dużym skrócie: śniadanie, trening, odprawa przedmeczowa. Ale zawsze jest moment na poprawianie urody. Przed meczem razem z koleżanką, z którą akurat mieszkam w pokoju, włączamy sobie fajną muzykę, bierzemy kosmetyczki i zaczynamy swój rytuał. Na szczęście naszych fryzur nie trzeba długo układać, bo ze względu na wygodę jest to zawsze po prostu kitka i spinki przytrzymujące grzywkę. Potem przychodzi czas na oko. Kredka i tusz do rzęs. I jeszcze róż na policzki, ewentualnie korektor w wyjątkowych sytuacjach.

- Wszystkie jesteście opalone. Chodzicie na solarium?
- Czasami. Ale używamy też, bardzo modnych dzisiaj, kosmetyków brązujących. Część z nas ma powakacyjną opaleniznę. Kiedy tylko nadarzy się okazja, jakaś wolna chwila, wyskakujemy nad wodę, choćby na weekend. Słońce zawsze dodaje energii.

- Przestrzegacie jakiejś rygorystycznej diety?
- Będę szczera: jedzenie to moja słabość. Nie potrafię odmówić sobie pyszności. Uwielbiam jedzenie pod każdą postacią. Jakbym nie grała w siatkówkę, to chyba cały czas bym tylko jadła! (śmiech) Ale mam usprawiedliwienie, po pierwsze, w życiu każdej kobiety są momenty, kiedy nie może obejść się bez czegoś słodkiego, a po drugie, po męczącym treningu wilczy apetyt jest zrozu-miały, prawda? Potem patrzę z niepokojem na wagę i myślę sobie: "Jezu, nie zmieszczę się w swoim limicie" (śmiech). Na szczęście mam dobre geny. Nie jestem osobą otyłą i czasem mogę sobie pofolgować.

- Jak siatkówka wpływa na kobiece ciało, na sylwetkę?

- Wszyscy postrzegają nas jako wysokie, szczupłe kobiety. Po prostu ideał. Ale prawda jest taka, że czasem trudno jest mi znaleźć coś w odpowiednim rozmiarze.
Filigranowa kobieta kupuje ciuchy o pięć, sześć rozmiarów mniejsze niż te, których ja potrzebuję. My codziennie, albo co drugi dzień, ćwiczymy na siłowni. Rzeźbimy barki, mięśnie brzucha. Przede wszystkim jednak nogi. Śmiejemy się, że mamy siat- karskie mięśnie ud. Taka budowa jest nam po prostu przypisana. Na przykład o talii w ogóle trudno mówić, bo zazwyczaj jest zastępowana mięśniami skośnymi brzucha. Ale nie jesteśmy tylko kobietami. Zajmujemy się profesjonalnie siatkówką i nie możemy zwracać uwagi na to, czy mamy kilka mięśni więcej. I czy przez to wyglądamy bardziej czy mniej kobieco. Jestem sportowcem. Nie patrzę na to, czy zmieszczę się w nowe spodnie, które kupiłam sobie miesiąc temu. Wiem, że taka budowa ciała jest mi potrzebna do grania w siatkówkę.

- Najpierw jest Pani sportowcem, a potem kobietą?
- Tak... Ale właściwie czy jedno przeszkadza drugiemu? Czuję się i sportowcem, i kobietą (śmiech). Wiem po prostu, że nie mogę odmówić na siłowni wykonania jakiegoś ćwiczenia, tłumacząc, że przez to będę wyglądała mniej kobieco. Ćwiczę, żeby obudować stawy, żeby nie mieć kontuzji i mieć na boisku siłę zaatakować. Do eksponowania atutów i zasłaniania niedoskonałości mamy odpowiedni strój.

- Rozumiem, że nie chciałaby Pani, żeby stroje siatkarek przypominały te z siatkówki plażowej?
- Ciężko gra się w majtkach, które przy każdym ruchu wbijają się między pośladki - kobiety zrozumieją, o czym mówię. Trzeba je cały czas poprawiać, kontrolować sytuację. Sprawdzać, czy cały pośladek nie jest właśnie na wierzchu. Boisko to nie plaża, na której się opalam czy po której chodzę spacerkiem. Taki strój krępuje, jest niewygodny. Ale oczywiście zdaję sobie sprawę z tego, że takie majtki mogą cieszyć oko i sprawiać, że więcej ludzi przyjdzie nas oglądać! Jednak ja, odkąd możemy grać w spodenkach, jestem bardzo zadowolona!

- À propos pośladków, koledzy z redakcji domagali się, żebym koniecznie zapytała, dlaczego zdobywając punkt, klepiecie się po pupach?
- Panowie też się klepią po pupach. To jest spontaniczne zachowanie. Impuls. Klepiemy się po głowach, po barkach, po pupie też się zdarzy. To przypadek, na pewno nie ma w tym żadnej ideologii! (śmiech)
- Zdajecie sobie sprawę z tego, że kibice, zwłaszcza mężczyźni, oceniają nie tylko Waszą grę, ale także Waszą urodę? To przeszkadza? Zastanawia się Pani w czasie gry, czy na przykład nie rozmazał się Pani tusz?
- Kiedy rozmaże mi się makijaż, co się zdarza, bo przecież w trakcie meczu się pocimy, zawsze mogę liczyć na życzliwość koleżanki z drużyny (śmiech). Cieszę się, że na boisku jesteśmy postrzegane również jako kobiety. Skłamałabym, mówiąc, że nie lubię czuć się atrakcyjna. Wzrok mężczyzny, jego podziw dowartościowuje kobietę, leczy kompleksy. Ale dla mnie najbardziej liczy się to, że mój mąż w dalszym ciągu jest - mam nadzieję - we mnie zakochany. Adoruje, prawi komplementy. Podziw innych mężczyzn jest tylko przyjemnym dodatkiem.

- Ale wielokrotnie wybierano Panią najładniejszą zawodniczką turnieju, w czasie rozgrywek ligi włoskiej.
- To są konkursy, które pojawiają się w sieci. Internauci wybierają swoje faworytki. Rzeczywiście zdarzyło mi się wygrać taki plebiscyt. Jednak pamiętam, że kiedy w trakcie meczu dowiedziałam się o tym, za chwilę wręczono mi szarfę, czułam się strasznie zawstydzona. Zawsze powtarzam, że po stokroć wolałabym, by mówiono o mnie: najlepsza, a nie najładniejsza siatkarka. Ciężko na to pracuję. A uroda? Z pewnością przeminie.

- W przeciwieństwie do Pani tatuażu. Na ramieniu ma Pani smoka.

- To stara historia. Pamiątka 18. urodzin (śmiech). A dlaczego smok? To symbol siły.

- Rozumiem, że czuje się Pani silną kobietą.
- Myślę, że tak. Może nie jestem z kamienia, ale radzę sobie. Na boisku i w życiu prywatnym jestem zdecydowana. Przynajmniej w ważnych kwestiach. Bo w sklepie, stojąc przed wieszakiem, potrafię podejmować decyzję godzinami (śmiech). Babskie słabości.

- Zakończone sukcesem? Lubi Pani na co dzień podkreślać swoją kobiecość strojem? W co się Pani ubiera prywatnie?
- Na kolację ze znajomymi wybieram dżinsy, dopasowane bluzeczki, fajne żakieciki. Ale raczej nie szpilki! Chociaż zdarzają się momenty, na przykład podczas wakacji, kiedy idę na całość i zakładam wysokie obcasy! Mam manię gromadzenia butów i torebek. Mimo że brak mi okazji do ich prezentowania.
- Torby małe czy duże?
- Duże! Wielgachne, takie, do których mieści się wszystko, a potem wszystko w nich… ginie. Zanim znajdę komórkę, muszę dobrze pogrzebać.

- Mało kto wie, że Pani pasją jest malowanie.

- Niestety mam na to bardzo niewiele czasu. Szkoda. Ale ostatnio obiecałam sobie, że namaluję obraz dla dziecka mojego brata. Coś słodkiego dla jego córeczki, która urodzi się za miesiąc.

- To tylko hobby czy może myśli Pani o studiach plastycznych?
- Najbardziej żałuję, że gra w siatkówkę nie pozwala mi właśnie na rozpoczęcie studiów. Gram za granicą, a kierunków, które mnie interesują, nie można studiować korespondencyjnie. Mam nadzieję, że za dwa, trzy lata wrócę do Polski i zajmę się nauką. Chciałabym, żeby moje studia były związane ze sztuką. Jeżeli to się nie uda, myślałam też o pedagogice, szczególnie specjalnej, czyli pracy z chorymi dziećmi. Zdaję sobie sprawę, że to ciężkie, wymagające poświęceń zajęcie. Ale myślę, że z racji wykonywanego teraz zawodu i faktu, że jestem rozpoznawalna, mogłabym w przyszłości naprawdę pomóc dzieciom. Ale na to wszystko potrzebny jest czas... Żałuję, że nie mogę się już dzisiaj uczyć, ale nie czuję się na razie "kulawa" z tego powodu, że nie skończyłam studiów. Dużo czytam, interesuję się tym, co dzieje się na świecie, czytam gazety. Robię dla siebie tyle, ile tylko mogę. A medale mam na razie dzięki grze w siatkówkę.

- A jaki przywiezie Pani do kolekcji z Pekinu?
- Może pani mi powie? Biorę w ciemno każdy kolor (śmiech). Na pewno zrobimy wszystko, żeby zrealizować marzenia. Nasze i naszych kibiców.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na i.pl Portal i.pl