Mocno rezerwowa Barca zagrała dla Rafinhi. Levante skapitulowało po przerwie (ZDJĘCIA)

Grzegorz Ignatowski
FC Barcelona odniosła czwarte zwycięstwo w tym sezonie ligi hiszpańskiej i wróciła na fotel lidera. Co prawda Levante w pierwszej połowie dzielnie się broniło, ale po przerwie rozwiązał się worek z bramkami. Jednego z rzutów karnych nie wykorzystał Lionel Messi.

Barcelona wyszła na to spotkanie w dość eksperymentalnym zestawieniu. Kontuzje, zawieszenia, zakaz transferowy, a także zmęczenie zawodników sprawiło, że Luis Enrique postawił m.in. na Munira i Sandro w miejsce Iniesty i Suareza. Jak to wpłynęło na grę Katalończyków? Nijak, bo z przebiegu gry nie było widać wielkiej różnicy. Barcelona grała swoje, dominowała nad rywalem w każdym sektorze boiska, wymieniała tysiące podań i stwarzała sobie kolejne bramkowe okazje. Już w pierwszej połowie Munir i Sandro mogli strzelić po jednej bramce, kolejną mógł dołożyć Neymar, a Messi mógł ukąsić ze dwa razy. Brakowało tylko skuteczności, może trochę szczęścia, a może nieco słabszego bramkarza w drużynie przeciwnej, bo trzeba przyznać, że Ruben w pierwszych 45 minutach spisywał się doskonale.

Pierwsza połowa nie była jednak zupełnie jednostronna. Levante mogło wyjść na prowadzenie w 29 minucie i gdyby Nabil Ghilas zachował trochę więcej zimnej krwi, to zapewne Marc-Andre ter Stegen musiałby wyciągać piłkę z siatki.

Levante przez pół meczu dzielnie się broniło, ale w drugiej marzenia o wywiezieniu choćby jednego punktu z Camp Nou prysły jak bańka mydlana. A wszystkiemu winny był Marc Bartra. Obrońca Blaugrany kapitalnie przyjął piłkę na klatkę piersiową po podaniu od Messiego, a następnie zachował się jak rasowy napastnik i natychmiast oddał strzał na bramkę. Ruben zdołał jeszcze ją odbić, ale nie udało mu się zapobiec utracie bramki.

W tym momencie worek z golami się rozwiązał. Już dwie minuty później wynik meczu mógł podwyższyć Neymar, ale Brazylijczyk w doskonałej sytuacji posłał piłkę obok słupka. Cztery minuty później "Ney" już mógł się cieszyć z gola, choć tym razem też strzelał "na raty". Po nieudanej interwencji Rubena napastnik Barcy oddał strzał, po którym piłka odbiła się od jednego z obrońców, ale dobitka była już skuteczna.

Pięć minut później Neymar został sfaulowany w polu karnym, co nie umknęło uwadze sędziego. Do piłki ustawionej na jedenastym metrze podszedł Leo Messi i strzałem pod poprzeczkę podwyższył wynik meczu na 3:0. Minęło kolejne pięć minut i futbolówka znów zatrzepotała w siatce gości, ale tym razem arbiter uznał, że Munir był na pozycji spalonej.

W 68 minucie ziścił się jeden z koszmarów Barcelony. Ter Stegen wyszedł do piłki dośrodkowanej z lewego skrzydła, ale nie zdołał jej wybić. Futbolówka spadła tuż pod nogami wprowadzonego na boisko trzy minuty wcześniej Victora Casadeusa, który bez problemu skierował ją do siatki. Koszmar trwał dalej, bo Levante przeważało, a niecały kwadrans przed końcem Leo Messi nie wykorzystał rzutu karnego. Później wszystko już wróciło do normy. Zryw gości okazał się chwilowy, a Barcelona w ostatniej minucie meczu postawiła kropkę nad "i". I to w jaki sposób! Messi pokazał, co to znaczy złość najlepszego piłkarza świata po niewykorzystanym rzucie karnym. Argentyńczyk po prostu wziął piłkę, minął wszystkich obrońców, których miał przed sobą i mocnym strzałem lewą nogą umieścił ją w prawym rogu bramki Rubena.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gol24.pl Gol 24