"Fuck Euro" - Odpowiedź na niszczenie pasji i zaangażowania

Dominik Mucha
Hasło "Fuck Euro" coraz częściej pojawiało się ostatnio w oprawach kibiców
Hasło "Fuck Euro" coraz częściej pojawiało się ostatnio w oprawach kibiców Andrzej Banaś/Polskapresse
W jednym z ostatnich tekstów na naszym portalu został poruszony problem fanatyków i ich stosunku do Euro. Kontynuując temat, trzeba wspomnieć o zdarzeniach, które sprawiają, że najzagorzalsi kibice większości klubów w Polsce mają negatywne zdanie na temat zbliżającej się imprezy.

Tematem często pomijanym, a stojącym u podstaw negatywnego nastawienia kibiców z "młyna", są kary za oprawy lub transparenty. Ciekawym faktem jest to, że Ekstraklasa SA, czyli spółka zarządzająca najwyższą klasą rozgrywkową w Polsce, chwali oprawy, chociażby na swoim Facebookowym fanpage’u , jednocześnie nic nie robiąc sobie z tego, że poszczególne komisje PZPN nakładają na kluby finansowe kary za wspomniane choreografie. Przecież oprawy, nawet wraz z pirotechniką wyglądają bardzo efektownie i to one nadają kolorytu szarej polskiej piłce. Jakby nie patrzeć, to one również przyciągają na stadiony wielu młodych ludzi, a nie wątpliwe jakościowo, piłkarskie widowiska.

Oprócz kar dla klubów za różnego rodzaju transparenty czy pirotechnikę, mocno wdała się we znaki fanom policja,wyłapując kibiców za wulgaryzmy, czy niestosowanie się do poleceń ochrony. Ten aspekt działań najbardziej odczuli na własnej skórze kibice Korony Kielce i Jagiellonii Białystok, a szczególnie ci pierwsi, co ostatecznie poskutkowało zawieszeniem działalności na meczach u siebie. Plusem jest jednak fakt, iż temat ten został przez media nagłośniony, a co za tym idzie, wielu działaczy, a także piłkarzy stanęło w obronie szalikowców. Widz słuchając wiadomości, w których brylują rzecznicy prasowi policji, przedstawiający dane na temat złapanych "chuliganów", objętych zakazem stadionowym, zapewne przyklaskuje, bo nie zdaje sobie sprawy z tego, że przepisy są tak skonstruowane, iż pozwalają na daleko idące interpretacje, a co za tym idzie, nie zawsze osoba, która dostała zakaz stadionowy, dostatecznie na niego zasłużyła. Można sobie wyobrazić, jak się czuje młody fan, który poświęca swój wolny czas, aby przygotowana oprawa wyglądała jak najlepiej, a po spotkaniach jest wzywany na komisariat albo na rozprawę sądową? Fanatyczni kibice, obok tego typu spraw nie przechodzą obojętnie i to jest kolejny powód, dla którego nie zamierzają świętować zbliżającego się turnieju.

Trafnie ujął to w jednej z piosenek popularny w środowisku raper Deobson. - „Kiedyś nagrody za oprawy, teraz zakaz goni zakaz”. Fanom bardzo trudno jest zrozumieć, jak to się stało, że jeszcze kilka lat temu za oprawę z zastosowaniem pirotechniki dostawali nagrody, a teraz są karani zakazami stadionowymi, a nie rzadko również zakazami wyjazdowymi.

Kolejny przykład walki ze środowiskiem kibicowskim, można było zauważyć podczas meczu Młodej Ekstraklasy pomiędzy Jagiellonią, a Śląskiem Wrocław. Podczas wejścia na stadion ochrona przeszukiwała wszystkich bardzo dokładnie, choć mecz z drużyną z Dolnego Śląska nie był zakwalifikowany jako impreza masowa. Nie przeszkodziło to jednak policji w dalszym uprzykrzaniu życia fanom, na co wyraźnie się skarżyli. Jednym z kulminacyjnych momentów było wręczenie kibicowi 500-złotowego mandatu za odpalenie petardy. Doping na spotkaniach Młodej Ekstraklasy to wielka szansa dla młodzików wkraczających na piłkarskie salony. Czy to nie jest najlepszy sposób, aby nauczyć ich grania pod presją, gdy widzą na stadionie oddanych im kibiców, a nie tylko samych działaczy oraz ich własne rodziny? Nasuwa się pytanie, dlaczego policja stosuje takie metody działania, w stosunku do grupy młodych osób, która chce poświęcić własny czas i dopingować młodszą grupę piłkarzy? Czy to źle, że kibice chcą spędzać swój czas w jednym miejscu, nie robiąc żadnych szkód (chyba, że jednorazowe odpalenie petardy uznamy za poważne wykroczenie)? Takimi działaniami policja zarzuca pętle na własną szyję, bowiem to chyba tym właśnie służbom powinno najbardziej zależeć, aby młodzi ludzie mogli rozwijać własną pasję w sposób jak najbardziej cywilizowany. Jaką inną równie ciekawą rozrywkę zapewnią mundurowi młodym osobom, gdy wyeliminują ich poprzez zakazy stadionowe z uczestniczenia w spotkaniach własnej drużyny? Czy tak trudno zrozumieć, że młodzi ludzie mogą potrzebować tej adrenaliny? Adrenaliny wynikającej z głośnego dopingu, połączonego z oglądaniem piłkarskiego widowiska.

Sytuacja, która zaistniała w Białymstoku, może rodzić same złe konsekwencje. Dziwimy się później, że kibice są z góry negatywnie nastawieni w stosunku do policji, ale właśnie w takich przypadkach ta niechęć się rodzi. Gdy młodzi ludzie widzą, że w ich przekonaniu ktoś niesłusznie chce zabronić im czegoś, co kochają robić, trudno jest się im z tym pogodzić, zwłaszcza jeśli czują się niewinni. Fani zadają zatem, wydaje się uzasadnione, pytania: czy przyjście w sobotnie lub niedzielne popołudnie na mecz młodzików przez kilkaset osób i głośne dopingowanie ukochanej drużyny wymaga aż takich dużych środków ochrony? Czy nie wystarczyłby jeden patrol, który by wszystko obserwował i nie prowokował zbędnie kibiców swoim zachowaniem? Czy nie można po prostu... normalniej?

W Polsce trudno wyobrazić sobie wyeliminowanie ze stadionów najwierniejszych fanów, szalikowców i kiboli, w pozytywnym tego słowa znaczeniu. W przeciwnym wypadku, trybuny świeciłyby pustkami, bo to fanatyczni kibice zapełniają je na dobre i na złe. Przykładem są nie tylko takie kluby jak Polonia Bytom, która zalicza drugi spadek w ciągu dwóch lat, a mimo to główną część widowni tworzą szalikowcy. Interesująco wyglądały trybuny, gdy Wisła i Legia grały w Pucharze Polski. Na stadionach w Krakowie i Warszawie, na spotkaniach z Ruchem Chorzów i Gryfem Wejherowo, trybuny świeciły pustkami, poza dwoma wypełnionych sektorami gospodarzy, na których zasiadali najbardziej żywiołowi fani, pokazując jednocześnie, że bez względu na wynik i poziom sportowy rywala, będą oni przychodzić na stadion dla swojego klubu.

Warto w tym miejscu zastanowić się również, jak będą wyglądać stadiony po Euro 2012. Są różne zdania na temat tej imprezy, jednak nikt nie zakwestionuje tego, że jest to bardzo duża szansa na rozwój, nie tylko infrastrukturalny, ale także na podniesienie frekwencji stadionowej. Najlepszym przykładem są nasi zachodni sąsiedzi, którzy znakomicie wykorzystali Mistrzostwa Świata w 2006 roku. Obecnie frekwencja na meczach Bundesligi jest kapitalna, na wielu stadionach potrafiono dogadać się z bardziej zagorzałymi fanami, którzy mają swoją autonomię i działają bardzo widowiskowo, co chociażby pokazał ostatni sezon. Bardzo duża w tym rola niemieckiego związku, który dogadał się z fanami podczas MŚ w 2006 i część biletów dostali właśnie kibice, którzy na co dzień zajmują się dopingowaniem własnych klubów.

Ciekawe więc, czy PZPN stanie na wysokości zadania i ściągnie na stadiony nowe pokolenia kibiców. Bo to, że fanatycy dalej będą na stadionach jest pewne. Obecnie jednak, gdyby nie oni, frekwencje na meczach byłyby marne i tylko dzięki nim frekwencja na wielu stadionach jeszcze nie jest tragiczna. Dlatego trudno się dziwić, że kibice, mający na co dzień swoje problemy, dają im wyraz we wszelkich transparentach typu „Fuck Euro”, które są odpowiedzią na, ich zdaniem, niszczenie pasji i zaangażowania.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gol24.pl Gol 24