Istna sinusoida - podsumowanie 2014 roku w Górniku Zabrze (cz. 1)

Sebastian Gladysz
Istna sinusoida - rok 2014 w Górniku Zabrze
Istna sinusoida - rok 2014 w Górniku Zabrze Jagoda Konefał
Kończący się właśnie rok dostarczył kibicom w Zabrzu wielu emocji, niekoniecznie zawsze pozytywnych. Mieliśmy zmianę trenera, dwukrotnie pozbywano się prezesów, a grająca bardzo słabo na wiosnę drużyna wystrzeliła jesienią w górę ekstraklasowej tabeli. I to wszystko zdawało się być w cieniu pętli, która powoli, ale zauważalnie zaciskała się wokół klubu. Na tyle mocno, że nawet historyczne trofea przez moment nie były bezpieczne.

Styczeń – prawdziwa sielanka

Pierwszy miesiąc 2014 roku został zdominowany przez natłok mniej lub bardziej prawdopodobnych informacji na temat Prejuce’a Nakoulmy i Pawła Olkowskiego. Włodarze Górnika wiedzieli, że za pół roku nie dostaną za tych zawodników nawet złotówki, dlatego robili co mogli, aby sprzedać ich jeszcze w zimowym okienku transferowym. Lista klubów, która (podobno) była zainteresowana reprezentantem Burkina Faso, była bardzo długa – ostatecznie jednak transfer nie doszedł do skutku. Obaj zawodnicy w Zabrzu zostali, a do klubu trafił Robert Jeż, który miał sobie przypomnieć, jak to kiedyś przy Roosevelta 81 wprawiał w osłupienie obserwatorów i kibiców swoją grą. Warto przypomnieć, na jakim miejscu w tabeli przezimował wtedy Górnik. Zabrzanie byli wiceliderem Ekstraklasy z pięcioma oczkami straty do prowadzącej Legii. I skoro na Górnym Śląsku mieli zostać jeszcze na pół roku czołowi gracze, to zaczęto przebąkiwać o walce o najwyższe trofea, aby zrekompensować brak wpływów z ich transferów. Zastrzyk gotówki klub otrzymał jednak ze sprzedaży innego zawodnika – bardzo intratną propozycję gry w Chinach otrzymał Krzysztof Mączyński i skwapliwie z niej skorzystał, dając zarobić swojemu klubowi niemal pół miliona euro. Z obozów przygotowawczych (najpierw w Zakopanem, potem w Turcji) dobiegały pozytywne głosy – zawodnicy ciężko pracowali, aby w Ekstraklasie nie spuścić z tonu i walczyć o jak najwyższe lokaty. Kibice przez moment zapomnieli, że dorobek punktowy Górnika był owocem pracy Adama Nawałki i jego sztabu, a od kiedy zespół przejął Ryszard Wieczorek, to natychmiast zabrzanie zaczęli tracić punkty. Nikt jednak nie chciał wierzyć, że drużyna z takim składem może zacząć dołować…

Luty, czyli początek problemów

Po powrocie z Turcji piłkarze mogli już zacząć myśleć o spotkaniu z Zagłebiem Lubin. Mariusz Przybylski przekonywał, że atmosfera w drużynie jest fantastyczna, a pani prezydent Zabrza Małgorzata Mańka-Szulik twierdziła na prezentacji zespołu, że Górnika stać na piętnastą gwiazdkę. Szkoleniowcowi Górnika jak grzyby po deszczu wyrastały za to kolejne problemy. Szybko okazało się, że kontuzja, której nabawił się Paweł Olkowski jeszcze w Turcji, uniemożliwi mu grę w pierwszych meczach rundy wiosennej. W dodatku na kilka dni przed meczem w Lubinie urazu, który okazał się znacznie poważniejszy niż się wydawało na początku, doznał Przybylski. Wieczorek wciąż nie miał również do dyspozycji Adama Dancha, a Mateusz Zachara dopiero wracał do pełni sprawności. Zatem nieco przetrzebiona drużyna z Zabrza udała się na starcie z ekipą Oresta Lenczyka na Dialog Arenie. Spotkanie to miało fatalny dla Górnika przebieg. Między 14 a 21 minutą goście stracili trzy bramki – i to w jakże fatalnym stylu. Zabrzanie kompletnie nie wiedzieli, co mają robić na boisku, obrona popełniała dziecinne błędy, a cuda między słupkami wyczyniał Norbert Witkowski. Gdy boisko z kontuzją opuścił Błażej Augustyn, w powietrzu czuć było nadchodzący pogrom. Zagłębie spuściło jednak z tonu i nie strzeliło Górnikowi więcej goli. Zawodnicy byli wściekli. Deklarowali szybką chęć rewanżu, ale zadanie nie było proste, bo… do Zabrza przyjeżdżała Legia. Lider Ekstraklasy pobawił się przy Roosevelta z gospodarzami, również strzelając im trzy bramki, nie tracąc żadnej. Na domiar złego Górnik stracił Pavelsa Steinborsa, który po zderzeniu z Antonim Łukasiewiczem trafił do szpitala ze złamaną kością jarzmową. Kłopoty zaczęły się piętrzyć przed „Trójkolorowymi”, więc postanowiono ściągnąć jeszcze dwóch zawodników – Dzikamai Gwaze i Tomasa Majtana. Mieli oni pomóc Górnikowi odzyskać równowagę i stanąć na nogi, bo do tej pory gra zabrzan przyprawiała o ból głowy.

Marzec – na krawędzi

To był bardzo intensywny miesiąc w klubie z Zabrza. Górnik rozpoczął go od bezbramkowego remisu z Koroną przed własną publicznością. Zdobyty punkt dawał nadzieję na poprawę sytuacji, ale zabrzanie wciąż nie potrafili zdobyć gola w 2014 roku. Kilka dni po meczu ze „Złocisto-krwistymi” z posadą prezesa Górnika pożegnał się Artur Jankowski, a jego miejsce zajął Zbigniew Waśkiewicz. Były rektor katowckiego AWF-u zdawał się być kompetentną osobą, która wiedziała jak pomóc Górnikowi wyjść z tarapatów nie tylko finansowych, ale też sportowych. Po porażce w Bydgoszczy z Zawiszą (1:3) podjął z dawna oczekiwaną decyzję o zwolnieniu Ryszarda Wieczorka. Zyskał sobie tym sympatię fanów Górnika, ale poparcie dla niego rosło w szybkim tempie również dlatego, że był otwarty na dyskusję. Założył konto na forum kibiców Górnika i tam odpowiadał na ich liczne pytania, a także był aktywny na Twitterze. Kluczowe pytanie było zatem jedno – kto będzie teraz trenerem Górnika? Spekulowano o Janie Urbanie, Waldemarze Fornaliku, a nawet o Edwardzie Lorensie, a Waśkiewicz… wyciągnął z kapelusza Roberta Warzychę, który przez lata pracował w amerykańskiej lidze MLS. To było spore zaskoczenie, ale również i powiew świeżości. Nowy prezes Górnika miał uzdrowić finanse klubu, ale zaczął swoje (jak się później okazało krótkie) panowanie od ingerencji w sprawy sportowe. Nowa miotła przyniosła umiarkowane rezultaty. Kilku ważnych piłkarzy wciąż było kontuzjowanych, a zabrzanie nadal nie potrafili wygrać spotkania w 2014 roku. Przestali za to przegrywać – po bezbramkowym remisie z Koroną podzielili się również punktami z Pogonią (1:1) i z takim samym rezultatem zgarnęli jedno oczko w pojedynku ze Śląskiem we Wrocławiu. Pod koniec marca miał miejsce najbardziej szalony mecz tego roku. Górnik grał koncertowo w pierwszej połowie starcia z Jagiellonią i prowadził już 3:0, ale dał sobie wydrzeć zwycięstwo w drugiej części spotkania i skończył z wynikiem 3:3. Do końca rundy zasadniczej zostały dwa mecze i coś, co wydawało się niemożliwe w przerwie zimowej teraz mogło stać się faktem – zabrzanie byli o krok od wypadnięcia poza pierwszą ósemkę. W międzyczasie podopieczni Warzychy odpadli także z Pucharu Polski, gdzie dwukrotnie musieli uznać wyższość Zawiszy (1:2 i 0:3).

Kwiecień, czyli głęboki oddech

W tym miesiącu liczyło się tylko jedno – utrzymać się w grupie mistrzowskiej i uniknąć walki o utrzymanie. Aby zrealizować ten cel, wystarczyło zapunktować w meczu z Cracovią i Lechem, aby nie oglądać się na wyniki innych drużyn. To rozwiązanie piłkarze Górnika uznali jednak za zbyt proste i… koncertowo zawalili oba spotkania. Najpierw w Krakowie defensywę zabrzan rozmontowali Ntibazonkiza i Bernhardt, a tydzień później Kolejorz bez najmniejszych problemów wygrał w Zabrzu 3:0. W międzyczasie Wojciech Łuczak mówił o konieczności modlitwy, a Przemysław Oziębała utwierdzał wszystkich w przekonaniu, że w rundzie wiosennej wszystko sprzysięgło się przeciw Górnikowi. Los jednak ostatecznie do zabrzan się uśmiechnął, bo Cracovia i Lechia przegrały swoje spotkania w ostatniej kolejce i to pozwoliło Górnikowi utrzymać się w pierwszej ósemce. I to wszystko bez wygranego meczu! Kibice w Zabrzu mogli zatem odetchnąć, bo kto wie co działoby się, gdyby Górnik zagrał w grupie spadkowej po podzieleniu punktów. Przerwa świąteczna była spokojna, a gdy się skończyła, „Trójkolorowi” przystąpili do finałowej serii siedmiu spotkań. Na początek wybrali się do Szczecina i zagrali z dużo większym spokojem. Dwukrotnie potrafili dogonić rywali i z trudnego terenu wywieźli remis 2:2. Teraz piłkarzy czekał prestiżowy pojedynek z Ruchem, a włodarzy – ciężka bataliia o uzyskanie licencji na nowy sezon.

Maj – powiew optymizmu

W końcu się udało! 4 maja Górnik nareszcie wygrał swoje pierwsze spotkanie w 2014 roku. Przeciwnik nie byle jaki, bo chorzowski Ruch. Wielkie Derby Śląska dla zabrzan wygrali obcokrajowcy – gole strzelali Nakoulma i Gwaze, a karnego w drugiej połowie obronił Steinbors, który zdążył już wrócić na boisko po przebytej kontuzji. Wciąż jednak musiał ubierać specjalną maskę. Górnicy zagrali w tym meczu nieźle, widać było luz i polot, czyli coś, czego brakowało przez pierwsze cztery miesiące tego roku. W następnej kolejce „Trójkolorowi” nieznacznie ulegli Lechowi w Poznaniu, ale była to porażka wkalkulowana. W zaciszu gabinetów trwało natomiast nerwowe wyczekiwanie. Ostatecznie wszystko skończyło się zgodnie z planem – Górnik otrzymał licencję na następny sezon! Była ona jednak obwarowana wieloma obostrzeniami. Nałożono nadzór infrastrukturalny na budowę nowego stadionu, na której od prawie roku nie działo się kompletnie nic. Zabrzanie otrzymali także nadzór finansowy pod groźbą odjęcia punktów w kolejnych sezonach, a także warunek dotyczący maksymalnego wynagrodzenia nowych zawodników (na poziomie 15 tys. zł brutto). Tymczasem kilka dni później na Roosevelta przyjechała Legia, a Górnik był zdeterminowany aby opóźnić jej marsz po mistrzostwo. Gospodarze postawili rywalom ciężkie warunki, na wyżyny wzniósł się Olkowski – strzelec dwóch bramek – ale na niewiele się to zdało, bo „Wojskowi” i tak zdobyli jednego gola więcej i wyjechali z Zabrza niemal pewni wygrania ligi. Ciężko było jednak nie zauważyć, że w tych kilku meczach na nowo narodziła się zabrzańska drużyna. Zawodnicy Warzychy nie przypominali już zagubionych chłopców do bicia, ale walczyli jak równy z równym ze swoimi przeciwnikami. Najlepszym tego przykładem – mecz w Krakowie z Wisłą. Bramki strzelali niedawni rekonwalescenci, czyli Zachara i Danch. Kapitan Górnika zdobył dwie bramki i to dzięki niemu zabrzanie wygrali swoje pierwsze wyjazdowe spotkanie w tym roku. Kilka dni później po samobójczej bramce Nawotczyńskiego Górnik zwyciężył również w Bydgoszczy z Zawiszą i nagle odbiór całego sezonu mógł się zmienić – zabrzanie wciąż liczyli się w walce o podium, co byłoby ich najlepszym wynikiem od 20 lat. Oczywiście, nawet trzecie miejsce w tabeli nie dałoby „Trójkolorowym” prawa do gry w europejskich pucharach, bowiem nie dostali oni na nie licencji i nawet nie poczynili starań, aby się od tej decyzji odwołać.

Czerwiec, czyli czas na zmiany

Podopieczni Warzychy nie podjęli jednak korespondencyjnego pojedynku z Ruchem Chorzów i przegrali swoje spotkanie z Lechią w Zabrzu. W efekcie tej porażki i wygranej Wisły, „Trójkolorowi” spadli na szóste miejsce w tabeli. Naprawdę niezłe, biorąc pod uwagę, jak grał zespół na wiosnę. To miejsce weryfikowało jednak dość brutalnie zimowe zapowiedzi zawodników i pani prezydent miasta. Ostatnie siedem spotkań bez wątpienia wlało jednak optymizm w serca fanów klubu z Zabrza. Piłkarze rozjechali się na urlopy, a na świecie zapanowała mundialowa gorączka. Zgodnie z planem z klubem pożegnali się Nakoulma i Olkowski, nie dając nic zarobić swojemu byłemu już klubowi. Zagraniczni scouci przypatrywali się Zacharze, ale brakowało dla niego konkretnych ofert. Trener Warzycha na pierwszym treningu po powrocie zawodników z urlopów miał aż 36 podopiecznych – powodem tego były liczne powroty z wypożyczeń. Każdemu zawodnikowi chciał się przyjrzeć sztab szkoleniowy zabrzańskiej drużyny ale szybko stało się jasne, że nie podniosą oni natychmiastowo poziomu drużyny. Szybko zdecydowano się na wzmocnienia – do Górnika trafili Armin Cerimagić, kapitan bośniackiej młodzieżówki i Dawid Plizga, dobrze wszystkim znany doświadczony ligowiec. A Robert Warzycha wraz ze swoimi asystentami pracował nad tym, aby znacząco zmienić ustawienie drużyny i nauczyć ją gry z trzema obrońcami. Lato zapowiadało się pracowicie…

Druga część podsumowania już w sylwestra!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gol24.pl Gol 24