Henryk Kasperczak: Wisła musi nauczyć się radzić sobie ze skomasowaną obroną rywali

Bartosz Karcz
Bartosz Karcz
Andrzej Banaś
- Nie ma innej metody jak ciężka praca nad tym, co nie wychodzi. Skoro w Wiśle dzisiaj jest największy problem z ostatnią fazą akcji, z wykańczaniem, to nad tym trzeba pracować do bólu - mówi Henryk Kasperczak, były trener m.in. Wisły Kraków.

WISŁA KRAKÓW. Najbogatszy serwis w Polsce o piłkarskiej drużynie "Białej Gwiazdy"

- Powiedział pan niedawno w wywiadzie dla stacji TVP Sport, że męczył się pan oglądając mecze Wisły Kraków. Chciałbym trochę podrążyć i zapytać pana, co najbardziej nie podoba się panu w tym, co prezentuje obecnie „Biała Gwiazda”?
- Wisła ma dzisiaj zespół, który rzeczywiście stara się grać w piłkę, ale jego poziom był ostatnio po prostu słabiutki. Nie ma skuteczności. Tak to wyglądało w tych ostatnich meczach, na których byłem i stąd moje słowa o tym, że męczyłem się oglądając taką grę. Muszę jednak przyznać, że trochę mnie to dziwi, bo przecież były w tym sezonie również mecze, w których Wisła potrafiła strzelać dużo bramek - cztery, pięć czy nawet sześć. W tych meczach, które oglądałem, wyglądało to jednak bardzo źle. Tak jakby piłkarze mieli wręcz poplątane nogi. Przecież w meczu z Zagłębiem Sosnowiec to rywal miał najlepszą okazję, ale Joel Valencia nie wykorzystał sytuacji sam na sam z bramkarzem. Wisła takich okazji w tym meczu nie miała. Niewiele lepiej wyglądało to z Polonią Warszawa, gdy skuteczność pojawiła się dopiero w samej końcówce meczu. Wygląda to tak, że Wisła ma problem z ostatnią fazą akcji. I tym najbardziej byłem zawiedziony gdy oglądałem te dwa mecze.

- Myśli pan, że to wynika z umiejętności tych zawodników?
- Nie wiem czy to chodzi o ich umiejętności czy o coś innego. Ja jako osoba związana z tym klubem, byłem po prostu zły, wręcz irytowało, denerwowało mnie, że zawodnicy nie stwarzają okazji do strzelenia bramek w tych meczach. Szczególnie w tym meczu z Zagłębiem. Z Polonią mimo problemów, strzelili w końcu trzy bramki i grają w Pucharze Polski dalej. Oby jak najdłużej, bo Stal Rzeszów w następnej rundzie to też jest przecież rywal, którego Wisła może i powinna przejść. Najważniejsza jest jednak liga. Tutaj nie ma żadnych wątpliwości. A będzie o osiągnięcie celu coraz trudniej, bo inne drużyny stają mocno na nogach. Popatrzmy choćby na Arkę Gdynia i Lechię Gdańsk, z jakimi problemami borykały się te dwa kluby, a jak zaczęły punktować od kilku meczów. A to tylko dwa przykłady, bo przecież są też inne zespoły.

- Gdyby jako trener miał pan podpowiedzieć swojemu byłemu podopiecznemu w Wiśle Kraków Radosławowi Sobolewskiemu, co powinien teraz zrobić, żeby jego drużyna zaczęła znów strzelać bramki i wygrywać regularnie, to co by pan mu powiedział?
- Nie ma innej metody jak ciężka praca nad tym, co nie wychodzi. Skoro w Wiśle dzisiaj jest największy problem z ostatnią fazą akcji, z wykańczaniem, to nad tym trzeba pracować do bólu. W polu Wisła jeszcze jakoś wygląda, ale brakuje mi kombinacyjnych rozwiązań już przed bramką rywali. Strasznie się wiślacy w tej ostatniej fazie męczą. I tutaj trzeba położyć nacisk, żeby oni złapali pewność siebie, mieli lekkość w wykańczaniu tych akcji.

- Przy okazji wizyty na meczach Wisły spotkał się pan ze swoimi podopiecznymi. Pewnie miło było powspominać zdecydowanie lepsze czasy dla „Białej Gwiazdy”.
- To są dla mnie bardzo miłe chwile. Chwała Krzysiowi Gawłowi, Stowarzyszeniu Historia Wisły i klubowi, że organizują takie spotkania przy okazji meczów na Reymonta. Miło jest powspominać. Wiadomo, że Wisła miała w swojej historii różne momenty, ale akurat ja czy moi zawodnicy mamy co opowiadać i czym się pochwalić. Widzę, że dużo tych chłopaków pojawia się na meczach Wisły, dalej czują z nim więź. Byli Arek Głowacki, Mariusz Jop, Marcin Baszczyński, Rafał Boguski, by tak wymienić na szybko z pamięci. Wiem, że pojawia się też Kamil Kosowski, Artek Sarnat. Oni kochają Wisłę, to jest super rzecz. Wspominamy razem te sukcesy, choć oczywiście nie można zapominać, że osiągali je nie tylko ze mną, ale też z innymi trenerami. M.in. z Frankiem Smudą czy Orestem Lenczykiem. Z Frankiem też się właśnie spotkałem na stadionie, bo on również przychodzi na mecze Wisły. Marzy nam się wszystkim, żeby Wisła wróciła do esktraklasy. Życzę tego całemu środowisku wiślackiemu, życzę prezesowi Jarosławowi Królewskiemu, bo widać, że on jest mocno zaangażowany w to wszystko. Atmosfera jest dobra, kibice świetnie dopingują. Żeby tylko drużyna zaczęła być skuteczna, bo w piłce na końcu zawsze liczą się bramki i zwycięstwa.

- Czyli mimo tych krytycznych słów, wierzy pan wciąż, że Wisła może już w obecnych rozgrywkach awansować?
- Oczywiście, że wierzę! Powtórzę jeszcze raz - jeśli uda się poprawić skuteczność w wykańczaniu akcji, to Wisła zacznie wygrywać regularnie. Ja wiem, że to nie jest taka prosta sprawa czasami, bo większość drużyn, która przyjeżdża do Krakowa, ustawia się w głębokiej defensywie. Grają najczęściej piątką w obronie, szybko wracają, dobrze się ustawiają, a później kontrują. No, ale Wisła musi nauczyć się radzić sobie ze skomasowaną obroną rywali. Innego wyjścia nie ma.

- Na koniec chciałbym zapytać o reprezentację Polski, bo ona zawodzi w eliminacjach do mistrzostw Europy. Po losowaniu grup mogło się wydawać, że awans na Euro będzie formalnością, a jednak sytuacja w naszej grupie mocno się skomplikowała. W piątek nasza kadra gra z Czechami, ale nawet w razie wygranej nie można być pewnym, że zajmie drugie miejsce w grupie. Jak pan widzi to, co dzieje się z tą drużyną?
- Z naszą kadrą jest dzisiaj trochę jak u Szekspira… Być albo nie być… Jedno jest pewne, z Czechami trzeba wygrać, bo bez tego nie będzie żadnych szans na awans bezpośredni. A jak wygramy, to będziemy się później martwić czy wyniki innych meczów ułożą się dla nas korzystnie. Szczególnie jeśli chodzi o Mołdawię i Czechy, bo myślę, że Albania to tego pierwszego miejsca już raczej nie odda. A jak drugiego miejsca nie będzie, to trzeba będzie się bić w barażach. To jest teraz taka sytuacja, że ja na miejscu Michała Probierza i piłkarzy za dużo bym nie myślał, co się może wydarzyć. Trzeba maksymalnie skoncentrować się na piątkowym meczu. Na razie nie jest to wszystko wesołe. Jak się patrzy na ten zespół i przypomni, jak prezentował we wcześniejszych spotkaniach, to trudno o jakiś wielki optymizm, ale w piłce nożnej już wiele razy okazywało się, że potrafi nas ona zaskakiwać. To niech teraz chłopaki zaskoczą nas wszystkich, zagrają dobry mecz i wygrają. Trzeba im tego życzyć i mocno ściskać za nich kciuki!

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wywiad z prezesem Jagiellonii Białystok Wojciechem Pertkiewiczem

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Henryk Kasperczak: Wisła musi nauczyć się radzić sobie ze skomasowaną obroną rywali - Gazeta Krakowska

Wróć na gol24.pl Gol 24