Oceny Lecha za porażkę z FC Basel: zejście Kędziory zadecydowało o porażce

Kaja Krasnodębska
Lech Poznań - FC Basel
Lech Poznań - FC Basel GRZEGORZ DEMBINSKI/POLSKA PRESS
Już przed pierwszym gwizdkiem Lech wydawał się być na straconej pozycji. Na papierze podopieczni Macieja Skorży nie mogli nawet równać się z grającym regularnie w Lidze Mistrzów FC Basel. Z początku na murawie różnica między tymi zespołami nie była aż tak drastyczna. Gospodarzom nie tylko udało się skutecznie odpierać ataki rywali ale także samemu konstruować coraz poważniejsze akcje pod bramką. Niestety wraz z kolejnymi minutami lechici coraz bardziej odstawali od rywali. O końcowym wyniku zadecydowała jednak dopiero czerwona kartka, którą w 67. minucie ujrzał Tomasz Kędziora. Utrata kluczowego zawodnika i konieczność gry w dziesiątkę wyraźnie rozbiła cały pomysł na grę poznaniaków. Nie pomogły już nawet zmiany, ranny Kolejorz stracił dwie kolejne bramki i praktycznie zaprzepaścił awans do kolejnej rundy.

Wyjściowa jedenastka:

Jasmin Burić (7) - po tym spotkaniu zapamiętany zostanie głównie z wybronionego rzutu karnego. Odbijając lekki i niezbyt wymagający strzał Shkelzena Gashiego dał kibicom nadzieję na korzystny rezultat spotkania. Pochwalić trzeba go też za interwencje w pierwszej połowie, kiedy to pewnie łapiąc piłkę po próbach Luci Zuffiego czy Breela Embolo uratował Lecha przed stratą bramki. Szkoda, że nie umiał powtórzyć tego sukcesu przy następnych sytuacjach bramkowych FC Basel.

Tomasz Kędziora (3) - do 66. minuty prezentował się na boisku całkiem nieźle. I to nie tylko dlatego, że z drobnymi wyjątkami intrweniował pewnie. Aż do feralnego faulu... Spóźniony, musiał ratować się faulem na pędzącym w stronę bramki Birkirem Bjarnasonem. To całkowicie ustawiło losy spotkania. Zdenerwowani stratą zawodnika lechici utracili wiarę w korzystny wynik i praktycznie się poddali. Nie można jednak zapomnieć, że zanim młody obrońca udał się do szatni, sam poprzestawiał defensywne szyki rywali. W ataku bardziej aktywny niż niektórzy ofensywni gracze, jego dobra współpraca z Dariuszem Formellą czy Denisem Thomallą zaowocowała sporym chaosem pod bramką Szwajcarów.

Marcin Kamiński (4) - miał trochę szczęścia. Nie zagrał bezbłędnie, ani nawet lepiej od Tamasa Kadara. Popełniał mniej więcej podobne błędu. Tylko mniej widowiskowo. Szczególnie w końcówce uciekali mu ofensywni piłkarze Bazylei. Birkir Bjarnasson, Breek Embolo czy inni podopieczni Ursa Fischera zdawali się nie przejmować jego obecnością w polu karnym. Przy stałych fragmentach gry Kolejorza, pędził na połowę rywali jednak nie przyniosło to żadnej korzyści dla drużyny. Jedynie straty, gdyż młody stoper nie zawsze nadążał z powrotami.

Tamas Kadar (3) - gdyby nie dwa błędy, można powiedzieć, że Węgier coraz sobie radzi. Przez większość czasu grał w miarę przyzwoicie, konsekwentnie wybijając piłkę z pola karnego czy czystymi wejściami zatrzymując ofensywne chęci FC Basel. Niestety jak zresztą każdemu w polskiej lidze, jemu także przytrafiają się błędy. Pech chciał, że złe decyzje Kadara zakończyły się straconymi bramkami.

Barry Douglas (3) - poprzednie wyśmienicie rozegrane przez Szkota spotkania tylko pobudziły nasz apetyt. Z każdym kolejnym fantastycznym wykonaniem stałego fragmentu gry, oczekiwania rosły. I przed wczorajszym mecze zrobiły się na tyle duże, że po prostu wykraczają poza możliwości lewego obrońcy. W obronie raczej skuteczny, jedyne co można mu zarzucić to czasem lekkie spóźnienia przed pole kare. Podobnie jak Kędziora bardzo chętnie podłączał się do ofensywy.Szybka wymiana podań z Szymonem Pawłowskim wprowadziła lekkie zagrożenie na połowie rywali. Stałe fragmenty gry po prostu przeciętne. Kibice wymagają jednak więcej...

Łukasz Trałka (5) - mimo, że nominalny pomocnik, wczoraj wcielił się w rolę lidera defensywy. Gdy tylko któryś z kolegów z linii obrony choć na chwilę zaniemógł, popędził do przodu lub po prostu go nie było już na boisku, kapitan Kolejorza od razu zajmował jego miejsce. I zarówno po lewej stronie, przez środek i wreszcie po prawo, pokazywał się z dobrej strony i nie pozwalał się zbyt łatwo wymijać.

Karol Linetty (5) - jak to pomocnik - starał się pomagać zarówno w ataku jak i defensywie. Nie można zapomnieć o tym, że kilkukrotnie skutecznie ograł Breeela Embolo i Shkelzena Gashiego w środku boiska. Tylko, że jeszcze więcej razy spokojnie przyglądał im się jak pędzą z piłką w stronę bramki Buricia. Plus za powroty do linii defensywy i skuteczne asekurowanie Tamasa Kadara czy Marcina Kamińskiego.

Dariusz Formella (5) - jak na siebie zagrał bardzo poprawnie. Dokładnie tak jak nas do tego przyzwyczaił: były chwile, w których przebijała się jego nie do końca odkryta wirtuozeria - kreował wtedy sprytne akcje na połowie rywali. Były one zaskakujące, jednak nie tylko dla rywali i kibiców ale i dla kolegów z własnej drużyny. Niestety jak to on, miał też słabsze momenty kiedy zdarzały mu się małe, niewymuszone błędy czy niepotrzebne zagrania do przeciwników.

Kasper Hamalainen (4) - fantastyczny początek w jego wykonaniu był niestety tylko preludium do coraz słabszej gry. Po kilku świetnych ale niewykorzystanych przez kolegów akcjach środkiem boiska, Finowi opadł jakby cały entuzjazm. Chyba jako pierwszy utracił nadzieję na korzystny rezultat i powoli, z każdą minutą coraz bardziej gasł i wtapiał się w murawę. Przestał angażować się w ofensywne akcje i sprawiać jakiekolwiek zagrożenie zawodnikom z Szwajcarii.

Szymon Pawłowski (6)
- od pierwszego gwizdka zdecydowanie najaktywniejszy z lechitów. Wciąż krążył to z jednej do z drugiej strony pola karnego rywali. Wraz z Kasperem Hamalainenem sprawił, że Szwajcarzy zaczęli przecierać oczy ze zdumienia i choć na chwilę zwątpili w łatwą wygraną. Dobrze rozumiał się także z Barrym Douglasem oraz młodymi zawodnikami po prawej stronie: Kędziorą i Formellą, dzięki czemu piłka wciąż pędziła z jednej strony na drugą. Ukoronowaniem jego przyzwoitego występu była piękna i niesłusznie nieuznana bramka z dystansu. Mimo, że nie wpisał się oficjalnie do meczowego protokołu to na pewno na dłużej pozostanie w pamięci wszystkich kibiców Kolejorza.

Denis Thomalla (4) - bardzo przytomny przy bramce Szymona Pawłowskiego. Dojrzał piłkę i ponownie umieścił ją w bramce. Na tym jednak kończą się pozytywy. Do końca dwumeczu z Bazyleą w pamięci kibiców przewijać będzie się zmarnowana przez niego sytuacja z początku spotkania, kiedy to nie trafił do bramki po wspaniałym podaniu Hamalainena. Nie ostatnia zepsuta okazja w tym meczu. Takich w kolejnych minutach przydarzyło mu się więcej przez co Maciej Skorża nie wahał się posłać go wcześniej do szatni i wpuścić w jego miejsce Marcina Robaka.

Gracze rezerwowi:
Marcin Robak (3)
- wszedł za bardzo przeciętnie grającego Thomallę i zaprezentował sie jeszcze słabiej. Można usprawiedliwiać go tym, że właściwie jak pojawił się na boisku to reszta drużyny zaczęła tracić nadzieję i praktycznie kłaść się na boisku. Takie tłumaczenie na dłuższą metę nie przyniesie jednak nic dobrego. Zadaniem Robaka było pobudzić kolegów do ataku i rozpocząć szturm na bramkę FC Basel. Misja niewykonana.

Kebba Ceesay (3) - rozumiemy, poważna kontuzja, długa rehabilitacja, ale pochodzący z Gambii defensor naprawdę nic nie gra. Przez ponad dwadzieścia minut gry, mimo rosnącego naporu ze strony rywali, praktycznie nie dotknął piłki. Miał szczęście, że Trałka zastąpił go po prawej stronie.

Gergo Lovrencsics (5) - jedyny z rezerwowych, który naprawdę wniósł coś na boisko. Bez wahania wbijał się w pole karne rywali, jednak bez pomocy kolegów nie był w stanie tam wiele zdziałać.

Foto Olimpik/x-news

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gol24.pl Gol 24