Lechia - Juventus. Więcej niż mecz (RECENZJA)

Jacek Czaplewski
Książka "Lechia - Juventus. Więcej niż mecz"
Książka "Lechia - Juventus. Więcej niż mecz" Materiały prasowe
Ile stron potrzeba na to, by zrelacjonować mecz? Zazwyczaj od jednej do kilku maksymalnie. Można też jednak poświęcić przeszło dwieście i opublikować w formie książki. Tak właśnie zrobili dwaj gdańszczanie, by rzetelnie opisać najważniejsze wydarzenie w 70-letniej historii Lechii, a więc rywalizację z Juventusem Turyn w Pucharze Zdobywców Pucharów.

Rzecz się nazywa „Lechia – Juventus. Więcej niż mecz” i została wydana w 30. rocznicę tego pojedynku, a więc w 2013 roku. Warto o niej wspomnieć teraz choćby ze względu na to, że w środę biało-zieloni znowu staną naprzeciw Juventusowi. Tym razem zagrają towarzysko, ale przecież z aktualnym mistrzem Włoch i finalistą Ligi Mistrzów. Żeby zrozumieć, dlaczego po tak długim upływie czasu ponownie zapragnięto w Gdańsku zmierzyć się ze „Starą Damą”, nie tylko ze względu na jej obecną klasę, trzeba najpierw pojąć fenomen dwumeczu z 1983 roku. Dzięki rzeczonej książce jest to możliwe.

„Lechia – Juventus. Więcej niż mecz” to nie jest sztampowa relacja na zasadzie: jedni wystąpili w takim składzie, drudzy w takim, pierwsza połowa była nudna, druga ciekawa, strzelili ten i tamten, a w ogóle to wygrali lepsi i publika była bardzo zadowolona. Autorzy - w osobach Mariusza Kordka i Karola Nawrockiego – na szczęście porzucili te wszystkie schematy na rzecz czegoś ambitniejszego. Z co najmniej dwóch powodów. Po pierwsze, dwumecz był niecodzienny, wręcz jedyny w swoim rodzaju, bo Lechia nigdy wcześniej, ani nigdy później nie dostąpiła szansy gry o taką stawkę i z tak fantastycznym zespołem (mecz towarzyski z FC Barceloną w 2013 roku to jednak coś znacznie mniejszego, choć grał i Leo Messi, i Neymar). Po drugie, tło dwumeczu i klimat tamtych lat wymagały innej, zdecydowanie bardziej rozbudowanej narracji, wykraczającej poza boiskowe 90 minut.

Zapytacie: a dlaczego ten dwumecz był niby tak ciekawy i miał takie gęste tło, że powstała tak opasła książka. Odpowiedź jest złożona. Spróbujmy wobec tego wypunktować najistotniejsze kwestie:
- Lechia do Pucharu Zdobywców Pucharu awansowała dzięki wygranej w Pucharze Polski
- Po Puchar Polski gdańszczanie sięgnęli jako trzecioligowiec (!)
- Juventus był wtedy na samym szczycie światowej hierarchii (te rozgrywki zresztą wygrał)
- W składzie „Starej Damy” był majestatyczny Michel Platini, równie genialny Zbigniew Boniek i Paolo Rossi, czyli król strzelców Mundialu w 1982 roku
- Na trybunach w Gdańsku zasiadł sam Lech Wałęsa. Wraz z nim ponad 30 tys. osób skandowało hasło „Solidarność”, a był to czas politycznego niepokoju

Krótko mówiąc, był to dwumecz pełen wrażeń sportowych i pozasportowych. Autorzy książki „Lechia-Juventus…” rozsądnie podzielili więc rozdziały na te związane z wydarzeniami boiskowymi i wychodzącymi poza ten obręb. Mariusz Kordek zajął się pierwszą częścią. Karol Nawrocki – jako historyk i działacz społeczny – drugą. Obaj zebrali bogaty materiał zdjęciowy, dotarli do bohaterów tamtych chwil, dogrzebali się do archiwalnych sprawozdań oraz notatek ze zbiorów IPN. Ich starania z całą pewnością nie poszły na marne. Spod ich piór wyszła bowiem praca wyczerpująca temat, przy czym nie jest ani nużąca, ani przegadana. Żeby zachęcić potencjalnych czytelników do zaopatrzenia się w książkę, a jednocześnie nie zepsuć im przyjemności z nadchodzącej lektury, pozwolimy sobie zacytować jeden z wybranych fragmentów. Będzie to relacja z szatni po meczu w Turynie, który lechiści przegrali aż 0:7:

Po meczu do szatni przyszedł do gdańskiego zespołu Zbyszek Boniek, aby pocieszyć lechistów. Przyniósł dwie pary rękawic od Taconiego i przekazał je Fajferowi.
F. Wierzba: - Boniek przyszedł do nas, z każdym się przywitał. Spytałem go pod prysznicem: „Zbyszek, czemu nam tyle strzeliliście? A on na to: „Ferdek, kur…, to jest zawodowa piłka, jakby się dało, to byśmy wam 15 wrzucili, tu nie ma zmiłuj się. Jeśli jest możliwość, to lejcie przeciwnika, ile się da, tego się uczcie”.
(…)
R. Józefowicz: Mecz ten kosztował nas bardzo dużo sił. Mieliśmy żal do siebie, że tyle przegraliśmy. Po latach, jak pamiętamy, Widzew grał z Eintrachtem i przegrał 0:9, a my byliśmy tylko beniaminkiem II ligi. 0:7 z tamtym Juventusem to nie był zły wynik. Na drugi dzień oglądaliśmy powtórkę w Rai Uno, no i komentowaliśmy między sobą ten mecz. Dostrzegaliśmy nasze braki. Dotarło do nas, z kim my graliśmy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gol24.pl Gol 24