Lechia ugrała tylko punkt z Pogonią. Lepiej zaczęła sezon nawet za kadencji Joaquima Machado!

Jacek Czaplewski
Lechia Gdańsk - Pogoń Szczecin
Lechia Gdańsk - Pogoń Szczecin Karolina Misztal/Polska Press
Nikt już nie ma wątpliwości, że Lechia Gdańsk wpadła w sportowy dołek. Nie wykorzystała właśnie trzeciej szansy w sezonie na sięgnięcie po komplet punktów. W piątkowy wieczór zremisowała bowiem u siebie z Pogonią Szczecin 1:1 (1:1). W dwóch poprzednich kolejkach przegrała.

- Ultimatum to dają rosyjscy separatyści – skwitował dyrektor sportowy i menedżer Lechii, Marek Jóźwiak pytanie, czy jeżeli zespół przegra po raz trzeci, to trener Jerzy Brzęczek straci pracę. Mimo tak jednoznacznej deklaracji, pełną parą ruszyła giełda nazwisk. Komentator Polsatu Sport Mateusz Borek wymienił Jana Urbana i Dariusza Wdowczyka jako potencjalnych następców Brzęczka.

Piłkarze Lechii bardzo chcieli dziś udowodnić przynajmniej dwie rzeczy: że porażki z Cracovią (0:1) i Lechem Poznań (1:2) były wypadkiem przy pracy oraz że stoją murem za swoim szkoleniowcem. Na Pogoń ruszyli od razu. Już w 4 minucie stworzyli pierwszą okazję. Wtedy jednak zabrakło precyzji przy strzale. Dziesięć minut później już jej nie zabrakło. Podanie na wolne pole dostał Adam Buksa. Precyzyjnym uderzeniem zdobył swoją pierwszą bramkę w Ekstraklasie, a trener Brzęczek wziął głęboki oddech. Wiedział, że warto postawić na tego zawodnika, mimo wielu krytycznych głosów. W środę 19-latek trafił do siatki i to przeciwko Juventusowi Turyn w towarzyskim spotkaniu rozegranym z okazji 70-lecia Lechii (1:2). To poniekąd zadecydowało o jego dzisiejszej obecności na boisku.

Sęk jednak w tym, że Lechia jeszcze przed przerwą straciła i Buksę, i prowadzenie. Młody napastnik doznał kontuzji i był w stanie biegać tylko przez nieco ponad pół godziny. Gol wyrównujący padł natomiast wcześniej. W 23 minucie na listę strzelców wpisał się niezawodny dla Pogoni Łukasz Zwoliński. Piłka nim wpadła do siatki, to odbiła się od ciała Ariela Borysiuka na tyle niefortunnie dla Lechii, że zmyliła jej bramkarza, Marko Maricia. Zresztą w podobny sposób szczecinianie stworzyli w pierwszej połowie kolejną groźną sytuację. Wtedy jednak rykoszet był nieco inny, bo piłka powędrowała nad poprzeczką.

Pogoń całkiem sprawnie radziła sobie również w drugiej połowie, bo nadal była w stanie zagrażać bramce Lechii. Najpierw tuż obok lewego słupka głową uderzył Jakub Czerwiński. Potem piłkę w siatce umieścił nawet Mateusz Lewandowski, lecz sędzia liniowy dopatrzył się pozycji spalonej. Mimo tych niepowodzeń, trener Czesław Michniewicz zachęcał swoich zawodników do szukania kolejnych szans, bo skoro na stadionie Lecha Poznań się udało, to czemu miało być inaczej w Gdańsku, skoro Lechia nie zwyciężyła od kwietnia tego roku.

Choć z każdą kolejną minutą Pogoń osiągała coraz to większą przewagę, np. w posiadaniu piłki, to nie dała rady strzelić decydującego gola. Ale i tak zasłużyła na brawa. W przeciwieństwie do Lechii. Jej kibice, których było na PGE Arenie ponad 11 tys., żegnali swoich piłkarzy gwizdami, a kiedy w trakcie meczu widzieli ich niemoc, to krzyczeli: „Lechia grać, k… mać”. Nie bez powodu. Tak słabo grającego i punktującego zespołu na początku sezonu, to w Gdańsku nie było chyba od... No właśnie, od kiedy? Nawet za Joaquima Machado inauguracja była znośniejsza. Ba, biało-zieloni po trzech kolejkach mieli nie jeden, a siedem punktów.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gol24.pl Gol 24