Legia pokonała Lecha i jest bliżej tytułu! Zdecydował rzut karny w końcówce

Wojciech Maćczak
Zwycięstwem Legii Warszawa zakończył się sobotni hit Ekstraklasy. Warszawiacy zdobyli decydującą bramkę z rzutu karnego w końcówce meczu i mogą być niemal pewni mistrzowskiego tytułu. Na trzy kolejki przed końcem sezonu mają pięć punktów przewagi nad Lechem – tego już chyba nie uda się poznaniakom odrobić.

Zobacz więcej zdjęć z meczu Legia - Lech!

Na takie mecze piłkarscy kibice w Polsce czekają przez całe pół roku. Pojedynki Legii Warszawa z Lechem Poznań zawsze elektryzują obserwatorów naszej Ekstraklasy już na długo przed pierwszym gwizdkiem sędziego. Tym razem jednak nie miał być to tylko ligowy klasyk, ale spotkanie, które jeśli nie przesądzi o losach mistrzostwa, to na pewno znacząco przybliży którąś z drużyn do ligowego triumfu.

Typy przed spotkaniem były bardzo różne. Sporo ekspertów zachowawczo stawiało na remis, nie chcąc wskazać zdecydowanego faworyta, pozostałe typy były różne. Zgodni byli natomiast piłkarze obu drużyn. Oczywiście nie co do końcowego wyniku spotkania, bo każdy stawiał na swój zespół, ale co do znaczenia sobotniego meczu. Chociażby Mateusz Możdżeń czy też Ivica Vrdoljak podkreślali, że pozostaną jeszcze trzy kolejki i to one zadecydują o tytule. Wątpliwości nie mieli kibice – w przeprowadzonym przez nas sondażu 73 osoby stwierdziły, że bezpośrednie starcie Legii z Lechem zadecyduje o mistrzostwie, inne zdanie miało osiem osób.

„Gra o tron” polskiej Ekstraklasy rozpoczęła się dosyć spokojnie. Oba zespoły przede wszystkim dbały o to, by mądrze bronić się w środku pola, wyczuć rywala i poczekać na rozwój sytuacji. W pierwszym kwadransie nieco lepsze wrażenie sprawiała Legia, po części pewnie dlatego, że Lech zaczął cofnięty, broniąc się całym zespołem. Warszawiacy stworzyli sobie dwie niezłe okazje – a konkretnie uczynił to Michał Kucharczyk. Najpierw wraz z Bartoszem Bereszyńskim oszukał Kebbę Ceesaya, minął wchodzącego wślizgiem Mateusza Możdżenia i zatrzymał się dopiero na dobrze ustawionym Marcinie Kamińskim. Za drugim razem zdołał znaleźć pozycję do oddania strzału na wprost bramki przed polem karnym rywala, oddał jednak zbyt słabe uderzenie.

Lech najlepszą okazję miał w siódmej minucie, gdy z dystansu uderzał Mateusz Możdżeń. Podobnym strzałem zdobył bramkę w ostatnim ligowym meczu z Widzewem Łódź, ale tym razem się nie udało. W kolejnych minutach przewaga Legii rosła. Na początku drugiego kwadransa gry niezłą okazję miał po stracie Rafała Murawskiego w środku pola Jakub Kosecki, uderzając jednak w środek bramki, w związku z czym piłkę na raty złapał Krzysztof Kotorowski.

Trzy minuty później Legia powinna prowadzić 1:0. Marek Saganowski kapitalnie uruchomił na lewej stronie Władimera Dwaliszwilego, ten dośrodkował w pole karne, a Kucharczyk z sześciu metrów nie trafił głową do bramki Kotorowskiego. W tej sytuacji skrzydłowy Legii poparł tylko naszą tezę z analizy przedmeczowej, że Jan Urban mimo pozaboiskowych animozji powinien postawić na Miroslava Radovicia. Takie okazje muszą kończyć się zdobyciem gola!

W 24. minucie Mariusz Rumak został zmuszony do wykonania pierwszej zmiany w meczu, Z powodu urazu kostki boisko opuścił Bartosz Ślusarski, a w jego miejsce wszedł Łukasz Teodorczyk. Nie była to dobra informacja dla poznaniaków, wszak „Ślusarz” w ostatnich meczach prezentował niezłą formę, a sprowadzony z Polonii Warszawa napastnik nie spełniał pokładanych w nim nadziei. - Ten zawodnik ma bardzo dobrą technikę użytkową, jeśli będzie grał w Warszawie, to na pewno będzie chciał się pokazać – mówił nam przed meczem Adam Topolski, były obrońca Legii i trener Lecha. Kibice „Kolejorza” mogli jedynie mieć nadzieję, że były kapitan „Wojskowych” się nie myli.

Na boisku nadal przeważała Legia. W 29. minucie gracze Urbana stworzyli kolejną bardzo groźną sytuację – po dośrodkowaniu Daniela Łukasika i strzale głową Artura Jędrzejczyka piłkę z problemami złapał Kotorowski. W odpowiedzi bardzo dobry kontratak wyprowadził Murawski, który minął jednego z obrońców przeciwnika i z ostrego kąta huknął wprost w Dusana Kuciaka. Niezbyt dobrze zachował się w tej sytuacji Teodorczyk, który zamiast wejść w pole karne i pokazać się kapitanowi Lecha, próbował obiegać skrzydłem, przez co „Muraś” nie miał komu odegrać piłki.

Chwilę później już niemal całkowicie legł w gruzach plan taktyczny Mariusza Rumaka na to spotkanie. W 35. minucie szkoleniowiec poznaniaków zmuszony był do dokonania drugiej zmiany w swoim zespole – kontuzjowanego Ceesaya zastąpił Tomasz Kędziora. Co prawda młody zawodnik miał za sobą bardzo dobre spotkanie przeciwko Widzewowi Łódź, ale nie wiadomo było, jak zareaguje na presję w tak ważnym spotkaniu. A Gambijczyk, opuszczając boisko, podszedł jeszcze do Jakuba Koseckiego, dość ostro z nim dyskutując, z czego można wywnioskować, że to jakieś wejście „Kosy” wyeliminowało prawego obrońcę Lecha z gry.

Do końca pierwszej połowy dwie niezłe okazje stworzył sobie jeszcze „Kolejorz”. W 42. minucie Kędziora po dośrodkowaniu Gergo Lovrencsicsa z rzutu rożnego wygrał pojedynek główkowy z Jędrzejczykiem i uderzył tuż obok słupka bramki Kuciaka. Chwilę później znów błysnął Kędziora, tym razem dogrywając do Teodorczyka, który oddał płaski strzał, zbyt lekki, by zaskoczyć bramkarza Legii. W odpowiedzi niezłą akcję prawą stroną przeprowadził Bereszyński, został jednak zatrzymany przez świetnie ustawionego Kamińskiego.

W pierwszej części spotkania zabrakło jedynie bramek. Oba zespoły miały sporo sytuacji, by objąć prowadzenie, ale strzelców najwyraźniej paraliżowała stawka spotkania. Poza tym było sporo ostrej gry i spięć pomiędzy zawodnikami. Nieco lepsze wrażenie sprawiała Legia, nie była to jednak znacząca przewaga. Podsumowując: do przerwy hit Ekstraklasy mógł się podobać, pozostawiając wynik meczu kwestią otwartą.

Zobacz zdjęcia kibiców na meczu Legia - Lech!

Druga połowa rozpoczęła się od przewagi poznaniaków. Niezły, aczkolwiek niecelny strzał z dystansu oddał Lovrencsics, później jednak przez jakiś czas nie oglądaliśmy ciekawych sytuacji bramkowych. Sporo było za to ostrych wejść, które sędzia Szymon Marciniak karał kolejnymi żółtymi kartkami. I tak „żółtko” obejrzeli Jędrzejczyk za faul na Hamalainenie oraz Kędziora, przewracający Koseckiego.

Później znów zrobiło się bardzo ciekawie, ale tylko na chwilę. W 60. minucie piłkę meczową mieli poznaniacy – Lovrencsics wszedł w pole karne rywala, kompletnie nie zrozumieli się Jakub Wawrzyniak i wychodzący z bramki Kuciak, przez co powstało spore zamieszanie. Piłka trafiła w końcu do Rafała Murawskiego, który strzelał głową na pustą bramkę. Legia miała ogromne szczęście, że na linię bramkową zdążył wrócić Jędrzejczyk, który skutecznie interweniował, wybijając piłkę w pole. Trzeba przyznać, że nie była to pierwsza skuteczna interwencja „Jędzy” w tym meczu, swoją postawą dał chyba do myślenia Waldemarowi Fornalikowi odnośnie obsady środka obrony w reprezentacji Polski.

Dziesięć minut później dwie niesamowite sytuacje mieli gracze Legii. Wprowadzony kilka chwil wcześniej na boisko Dominik Furman dośrodkowywał z rzutu wolnego, Kotorowski piąstkował piłkę w narożnik pola karnego wprost pod nogi Kucharczyka. Ten zwiódł Możdżenia, strzelił w gąszcz nóg, a podbita bodajże przez Łukasza Trałkę piłka trafiła pod nogi Marka Saganowskiego. Ofiarnym wślizgiem powstrzymał go Henriquez, przy okazji faulując… Kotorowskiego.

Ale to nie był koniec zagrożenia pod bramką Lecha, bo efektem akcji był rzut rożny. Bardzo dobre dośrodkowanie Furmana trafiło do Dwaliszwilego, ten skierował piłkę do siatki, ale stojący na linii bramkowej Murawski instynktownie złączył nogi, dzięki czemu zdołał uratować swój zespół przed utratą gola. W wybiciach z bramki mieliśmy zatem 1:1, ale goli wciąż nie oglądaliśmy.

Jeżeli opisane wyżej wydarzenia można nazwać świetną sytuacją, to co powiedzieć o okazji Legii z 77. minuty? Kolejne wspaniałe dośrodkowanie Furmana trafiło pod nogi Dwaliszwilego, piłka odbiła się od słupka i rąk interweniującego Kotorowskiego, po czym wróciła do Gruzina, który tym razem już się nie pomylił. Tyle że sędzia Marciniak, zamiast wskazać na środek boiska, podyktował rzut wolny dla Lecha. Okazało się, że były gracz Polonii, oddając pierwszy strzał zabawił się w Diego Maradonę i próbował pokonać Kotorowskiego uderzeniem ręką.

W 84. minucie fatalnie we własnym polu karnym zachował się Mateusz Możdżeń. Obrońcom Lecha uciekł szybki Kosecki, a 22-letni skrzydłowy, próbując ratować sytuację, faulował rywala we własnym polu karnym. Zarobił drugą żółtą kartkę, a do tego dał legionistom wyśmienitą sytuację do objęcia prowadzenia. Piłkę na jedenastym metrze ustawił kapitan „Wojskowych” i pewnie wykorzystał okazję, która może przesądzić o losach mistrzowskiego tytułu. W samej końcówce na bramkę Kotorowskiego szarżował jeszcze Radović, ale nie był w stanie oddać strzału.

Na trzy kolejki przed końcem meczu Legia ma pięć punktów przewagi nad poznaniakami. Wszystko wskazuje na to, że tym razem warszawiakom nic już nie odbierze mistrzowskiego tytułu i po siedmiu latach przerwy „Wojskowi” znów założą mistrzowską koronę.

Czytaj piłkarskie newsy w każdej chwili w aplikacji Ekstraklasa.net na iPhone'a lub Androida.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gol24.pl Gol 24