We wtorek od rana piłkarze przechodzili testy ergospirometrem, czyli urządzeniem służącym m.in. do badania poziomu wydolności fizycznej oraz progów tlenowych i beztlenowych, składające się ze specjalnej maski na twarz oraz montowanego na plecach oprzyrządowania. Tak przygotowany zawodnik musiał przebiec cztery okrążenia boiska. Pierwsze najwolniej, ostatnie najszybciej.
W piątek na konferencji prasowej trener Levy pytany o wyniki tego sprawdzianu stwierdził, że minie sporo czasu zanim doprowadzi swoich podopiecznych do optymalnej formy. - Nadzieję na dobry wynik daje nam to, jak zawodnicy pracowali na treningach - dodawał.
Czyżby zatem Orest Lenczyk "zajechał" piłkarzy? Niektórzy z nich - jeszcze za czasów poprzedniego szkoleniowca - przyznawali nieoficjalnie, że treningi są zbyt ciężkie. Styl zajęć nie odpowiadał szczególnie obcokrajowcom. Żalił się na niego w holenderskich mediach m.in. Johan Voskamp. - Nasze treningi są bardzo dziwne. Obracamy się wokół i machamy nogą w powietrzu - mówił.
Jeszcze inni twierdzili, że dobra gra zespołu zaraz po przyjściu poprzedniego szkoleniowca, to jeszcze efekt pracy wykonanej z Ryszardem Tarasiewiczem, który duży nacisk stawiał na interwały. Lenczyk nie stosował ich właściwie wcale, wolał koncentrować się na ćwiczeniach gimnastycznych, stąd nieco z przekąsem niektórzy mówili o nim "pan od wuefu".
Co to są interwały? - To trening przerywany. Zazwyczaj jedna jednostka pracy przypada na dwie jednostki wypoczynku. Chodzi o to, żeby nie pozwolić do końca odpocząć ćwiczącemu. Te serie powtarza się zazwyczaj 4-5 razy - tłumaczy prof. Marek Zatoń, który ma swój współudział w ponad 50 medalach igrzysk olimpijskich i mistrzostw świata nie tylko sportowców z Dolnego Śląska.
- Jest to trening odporności na zmęczenie w warunkach gromadzenia się w mięśniach kwasu mlekowego. W przypadku piłkarzy bardzo dobry - wyjaśnia. Czy można go czymś zastąpić? - Nie. Tylko on kształtuje te parametry - tłumaczy prof. Zatoń.
Częścią przedpołudniowego treningu Śląska znów była intensywna gierka na skróconym boisku. Uczestniczył w niej rzecz jasna Sebastian Mila, który po dyskwalifikacji wraca do gry.
Wciąż nie wiadomo, czy w niedzielę zobaczymy Cristiana Diaza. Argentyńczyk wciąż trenował indywidualnie. Razem z zespołem ćwiczył za to już Dalibor Stevanović. Obaj doznali urazów podczas pojedynku z Podbeskidziem Bielsko-Biała.
Rywali też prześladują kontuzje. Od dłuższego czasu nie mogą grać Dawid Nowak i Michał Mak. Nowi kontuzjowani to Maciej Wilusz i Mateusz Mak, a na dodatek zabraknie jeszcze we Wrocławiu Raula Gonzaleza, bo w ostatnim meczu obejrzał czerwoną kartkę. Mimo tych kłopotów trener Kamil Kiereś musi wygrać. Inaczej może się pożegnać z pracą, bo GKS to jedyna ekipa w lidze bez punktów.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?