Liga dwóch biegunów – podsumowanie 17. kolejki T-Mobile Ekstraklasy

Jakub Królak
Od dawna wiadomo, że w Ekstraklasie często dzieją się rzeczy niezwykłe i tak też było w tej serii gier. W niedzielę oglądaliśmy być może najgorszy mecz sezonu, w którym zawodnicy Lechii i Ruchu kompromitowali się brakiem elementarnych umiejętności i ambicji, a zaledwie dzień później Cracovia i Lech dały popis efektownej, ofensywnej gry od pierwszej do dziewięćdziesiątej minuty. Konia z rzędem temu, kto odpowie na pytanie: który mecz pokazał prawdziwe oblicze naszej ligi?

Magiczny Quintana, Carlos katem Widzewa

Niezwykle ciekawie zapowiadał się mecz Jagiellonii ze Śląskiem, bowiem obie te drużyny zaciekle walczą o dostanie się do pierwszej ósemki. Przed sobotnim meczem w lepszej sytuacji byli wrocławianie, którzy o dwa punkty wyprzedzali zawodników z Podlasia. W bezpośrednim meczu lepsza była jednak Jaga, a ogromny udział w tej wygranej miał Dani Quintana. Hiszpan najpierw skutecznie wyegzekwował rzut karny, a następnie strzelił fenomenalnego gola, przy którym ośmieszył bramkarza i obrońcę gości i praktycznie wszedł z piłką do bramki. Były zawodnik Gimnasticu Tarragona po raz kolejny udowodnił, że drugiego piłkarza z taką techniką próżno szukać na polskich boiskach i nie ma wątpliwości, że Hiszpan poradziłby sobie w każdym klubie naszej ligi. Na razie zachwyca jednak w Jagiellonii, co bez dwóch zdań bardzo cieszy białostockich kibiców.

Meczem jednego aktora było również spotkanie w Bydgoszczy, gdzie Zawisza pokonał łódzki Widzew. Ze świetnej strony pokazał się Brazylijczyk Luis Carlos, który najpierw przyczynił się do samobójczej bramki Kevina Lafrance’a, a następnie sam wpisał się na listę strzelców. Zakupiony w tym roku z portugalskiego Gil Vicente skrzydłowy po raz kolejny udowodnił swoją klasę i wiele wskazuje na to, że wkrótce może stać się czołowym zawodnikiem ligi. Dzięki wygranej bydgoszczanie utrzymani się w górnej połowie tabeli, Widzew natomiast notuje spektakularną, ale z pewnością bardzo wstydliwą serię – przegrał siódmy kolejny wyjazdowy mecz i to w dużej mierze tłumaczy jego fatalną pozycję w tabeli.

Złoty gol Brożka, lubiński dramat trwa

W piątkowy wieczór Wisła za wszelką cenę chciała zmazać plamę po kompromitującej porażce 5:0 ze słowackim Trenczynem. Co prawda był to jedynie sparing, jednak rezultat, a przede wszystkim poziom gry wiślaków, bardzo rozgniewał Franciszka Smudę. W piątkowy wieczór Biała Gwiazda znów nie porwała, ale dzięki niezawodnemu Pawłowi Brożkowi wywalczyła zwycięstwo i jako jedyna drużyna w lidze nie przegrała jeszcze u siebie. Czterej rywale, z którymi Wisła zmierzy się jeszcze w tym roku, będą jednak znacznie trudniejsi do pokonania. Zawodnicy Franciszka Smudy zmierzą się kolejno ze Śląskiem, Jagiellonią, Lechem oraz Pogonią i żeby myśleć o gonieniu Legii, w każdym z tych spotkań będą musieli grać o pełną pulę.

Coraz tragiczniej wygląda sytuacja Zagłębia Lubin. Miedziowi znów zagrali fatalnie, przegrali już dziesiąty mecz w sezonie i nadal tkwią w strefie spadkowej. Nikt chyba nie byłby zdziwiony, gdyby lubinianie pozostali w niej do końca sezonu, bo w ich grze ciężko doszukać się jakiegokolwiek pozytywu. Wydaje się to wręcz nieprawdopodobne, ale chyba znów dla jednego z najlepiej zorganizowanych i najbogatszych klubów ligi, mającego w swoich szeregach takich piłkarzy jak Jeż, Papadopulos, Kwiek, Piech czy Banaś, szczytem marzeń w tym sezonie będzie utrzymanie. W tej chwili największym problemem Zagłębie jest fakt, że nawet Orest Lenczyk wydaje się nie mieć pomysłu, jak wydobyć drużynę z gigantycznego dołka. Może coś ruszy się po zimowej przerwie, ale do tego czasu lubinianie mogą mieć już sporą stratę do reszty zespołów.

Legia znów punktuje, mecz żenady w Gdańsku

Pierwszy mecz Legii z Pogonią od czasu zerwania zgody między kibicami tych drużyn nie zakończył się niespodzianką, choć szczecinianie już w 4. minucie objęli prowadzenie po samobójczej bramce Wawrzyniaka. Legia szybko jednak wyrównała, a potem dorzuciła dwie bramki i trzy punkty zostały w Warszawie. Przed tym spotkaniem sporo mówiło się o pojedynku snajperów, Wladimera Dwaliszwilego i Marcina Robaka, ale z dobrej strony pokazał się tylko ten pierwszy. „Wlado” zdobył swoją dziewiątą bramkę w sezonie i traci zaledwie jednego gola do prowadzącego w klasyfikacji strzelców Marco Paixao. Gruzin jest zawodnikiem nietypowym, bo na boisku często irytuje nieporadnością, ale nawet grając beznadziejnie potrafi strzelać bramki. Przydałoby się, by trafiał jeszcze w Europie, bo na arenie międzynarodowej ostatni raz wpisał się na listę strzelców 31 lipca w meczu z Molde.

Jeżeli ktoś zadaje sobie pytanie, dlaczego najładniejszy stadion w kraju zapełnia się zaledwie w ¼, spotkanie Lechii z Ruchem dało idealną odpowiedź. Poziom meczu na pewno nie był ekstraklasowy i można jedynie żałować blisko dziesięciu tysięcy kibiców, którzy zdecydowali się spędzić niedzielne popołudnie na PGE Arenie. Ciężko aż było uwierzyć, że dwudziestu dwóch dżentelmenów na boisku to rzeczywiście zawodowi piłkarze, dostający kilkadziesiąt tysięcy złotych miesięcznie za próbę rozegrania meczu piłki nożnej.

Udany debiut wieczorka, koncert Kolejorza

Zajmujący drugą lokatę w tabeli Górnik w pierwszym meczu pod wodzą Ryszarda Wieczorka podejmował Podbeskidzie. Debiut byłego szkoleniowca Energetyka Rybnik wypadł udanie – Górnik pokonał bielszan 2:0, ale styl gry gospodarzy nie rzucił na kolana. Podbeskidzie wcale nie skupiało się wyłącznie na defensywie, wielokrotnie zagrażało bramce Steinborsa i gdyby skuteczność stała na wyższym poziomie, mecz mógłby skończyć się zupełnie innym rezultatem. Znów jednak dały o sobie znać problemy z ofensywną grą Górali. Być może rozwiąże je król strzelców z ubiegłego sezonu, Robert Demjan, który nie radzi sobie w Belgii i bardzo chętnie wróciłby do Podbeskidzia zimą.

Dla takich spotkań warto oglądać polską ligę. Po kapitalnym meczu Lech zdemolował Cracovię i pokazał, że wszystkie problemy ma już chyba za sobą. Zwycięstwo nie było jednak tak łatwe, jak mógłby wskazywać na to wynik. W pierwszej połowie Pasy czterokrotnie (!) trafiły w słupek i na dodatek strzeliły prawidłową bramkę, ale sędzia niesłusznie jej nie uznał. Przez długie minuty to właśnie podopieczni Wojciecha Stawowego przeważali i niejednokrotnie zepchnęli Lecha do rozpaczliwej niemal defensywy. Jednak Cracovia w ataku a Cracovia w obronie to dwie zupełnie różne drużyny. Praktycznie każdy atak Kolejorza kończył się zagrożeniem bramki Pilarza i niewiele brakowało, a lechici strzeliliby jeszcze kilka bramek. Jednak również ekipie z Krakowa należą się pochwały za ten mecz, bo wraz z Lechem stworzyli kapitalny spektakl. 30 strzałów na bramkę w tym 14 celnych – to chyba mówi samo za siebie.


Wyniki 17. kolejki T-Mobile Ekstraklasy

Zagłębie Lubin 0:2 Piast Gliwice
Wisła Kraków 1:0 Korona Kielce
Zawisza Bydgoszcz 2:0 Widzew Łódź
Jagiellonia Białystok 3:1 Śląsk Wrocław
Legia Warszawa 3:1 Pogoń Szczecin
Lechia Gdańsk 0:0 Ruch Chorzów
Górnik Zabrze 2:0 Podbeskidzie Bielsko-Biała
Cracovia 1:6 Lech Poznań

Statystyki 17. kolejki T-Mobile Ekstraklasy

Liczba goli – 22
Średnia goli na mecz – 2,75
Zwycięstwa gospodarzy – 5
Remisy – 1
Zwycięstwa gości – 2
Żółte/czerwone kartki – 42/3
Liczba widzów – ok. 73 tys.
Średnia frekwencja – ok. 9,1 tys.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gol24.pl Gol 24