Mirosław Mosór, nowy dyrektor Cracovii: Lipski za Budzińskiego? Halo, chyba tracę zasięg

Przemysław Franczak
Przemysław Franczak
Mirosław Mosór (z prawej) i Jacek Zieliński pracowali ze sobą cztery lata temu w Ruchu Chorzów
Mirosław Mosór (z prawej) i Jacek Zieliński pracowali ze sobą cztery lata temu w Ruchu Chorzów Fot. Arkadiusz Gola /Polskapress
Mirosław Mosór rozpoczął pracę w Cracovii. Jako dyrektor sportowy będzie odpowiedzialny m.in. za transfery. W pierwszym wywiadzie mówi o nowej pracy, wyzwaniach i grze w... Wawelu Kraków

Wtorek był pierwszym dniem Pańskiego urzędowania w Cracovii?
Może nie urzędowania, a pracy. Trochę rozmów, spotkań, dogrywania szczegółów, orientowania się w terenie.

Czyli nie został Pan od razu przygnieciony papierami.
Nie, ale trzeba będzie szybko wejść w normalny tryb pracy i zająć się bieżącymi sprawami. Okres wakacyjny jest krótki, sezon zaczyna się przecież w połowie lipca. Także nie będzie dużo czasu na aklimatyzację, jest robota do wykonania.

Od kiedy jednak jest Pan w kontakcie z Cracovią? Może był już wcześniej czas zająć się jej sprawami, poprowadzić w jej imieniu negocjacje?
Nie, nie. Kontakt został nawiązany w ubiegłym tygodniu, o „technicznych” rzeczach rozmawialiśmy w środę i czwartek. Najpierw z wiceprezesem Tabiszem, dzień później z prezesem Filipiakiem. Bardzo szybko osiągnęliśmy porozumienie, skontaktowałem się wtedy od razu z trenerem Zielińskim, ale siłą rzeczy wdrażam się dopiero teraz.

Jaka jest wizja Cracovii nowego dyrektora?
Nie chcę wychodzić przed szereg i opowiadać o tym w wywiadach. Mamy pewne zadania do wykonania i dużo pracy.

A zakres Pańskich obowiązków?
Dyrektor sportowy zawsze ma pieczę nad całością sfery sportowej i myślę, że tutaj też tak to będzie wyglądało. Proszę mi jednak wierzyć, że wszystko działo się bardzo dynamicznie, w krótkim czasie, więc nad szczegółami jeszcze rozmawiamy.

W wianie wniesie Pan kogoś do „Pasów”? Jakiegoś zawodnika Ruchu na przykład?
Trochę już takich pytań słyszałem. Medialne plotki. Fajnie, że jest coś napisane, ale ja nic na ten temat nie wiem. Na razie w Cracovii rozmawiałem o sobie, a nie o nowych piłkarzach.

Podrzucę jeden temat: Patryk Lipski za Marcina Budzińskiego. Dobry pomysł?
Halo, halo, przepraszam, ale słabo słyszę, chyba tracę zasięg (śmiech). Powoli, na razie rozmawialiśmy o sprawach organizacyjnych.

Czasu jest mało, a dziać ma się dużo. Prezes Filipiak zapowiedział małe wietrzenie szatni.
Nie mogę się teraz do tego odnieść, ale na pewno od razu będzie co robić.

O tym, że Grzegorza Sandomierskiego podobno chce CSKA Sofia już rozmawialiście?
Nie, naprawdę pierwszego dnia poruszaliśmy inne, bardziej ogólne kwestie.

Pan prawie całe życie – i piłkarskie, i późniejsze – spędził w Ruchu Chorzów. Praca w Cracovii to taka rewolucja zawodowa?
Na pewno jest to duża zmiana, ale nie nazwałbym tego rewolucją czy skokiem na głęboką wodę. Ta praca to na pewno wyzwanie, ale ja to lubię.

Urodził się Pan nieopodal Krakowa, w Skawinie. Korzenie są gdzieś blisko?
O Skawinę to trzeba by zapytać moją mamę, ale chyba po prostu w tamtym czasie tu przebywała. Ja od zawsze mieszkałem na Śląsku. Ale w Małopolsce trochę korzeni mam, bo rodzina mojej mamy jest z okolic Suchej Beskidzkiej, a mojego ojca pochodzi z regionu Mucharza i Wadowic. Nawet Nowej Hucie mam rodzinę, a także niedaleko Niepołomic. W Krakowie też się zawsze dobrze czułem. Mam nadzieję, że tak będzie nadal. A jeśli dojdą do tego też dobre wyniki Cracovii, to w ogóle będzie wspaniale.

Piłkarską karierę skończył Pan w drugoligowym Wawelu Kraków, ale to akurat nie jest chyba przyjemne wspomnienie.
Bolesne, dosłownie. W meczu ze Świtem Nowy Dwór Mazowiecki doznałem złamania, czy może lepiej będzie powiedzieć – złamano mi nogę w dwóch miejscach. Kość piszczelowa i strzałkowa. Bardzo poważna sprawa, szybko zrozumiałem, że to dla mnie koniec zawodowej gry w piłkę.

Przedwczesny. Miał Pan 29 lat.
Nie było wyjścia. Rehabilitacja trwała 2,5 roku, po drodze miałem kilka operacji. To była taka sytuacja: wślizg z tyłu, brutalny faul. A z tego co pamiętam, to nawet żółtej kartki nie było.

Pan był ofiarnym czy pechowym graczem? Kiedyś Pan mówił, że ma blizny po 1001 szwach.
No, z tym 1001 to jednak przesada. Ale setka się zbierze. Koledzy z boiska pewnie potwierdziliby, że potrafiłem grać ofiarnie, jednak w tamtej historii nie było mojej winy.

W Ruchu przez 12 lat był Pan kierownikiem drużyny, dyrektorem sportowym, wiceprezesem. Polubił Pan życie po drugiej stronie rzeki?
Tak, bo to nie jest takie typowe siedzenie przy biurku, to praca pełna wyzwań. W piłce nie ma czegoś takiego jak stabilizacja, każdy dzień potrafi przynieść coś nowego.

Jest jakiś transfer, z którego jest Pan szczególnie dumny?
Przez ten czas graliśmy głównie młodymi zawodnikami i wielu z nich wrzuciliśmy na głęboką wodę, w której do dzisiaj bardzo dobrze sobie radzą. Ja bym może nie mówił więc o jednym transferze, tylko o całej grupie ludzi. Tacy piłkarze jak Arek Piech, Artur Sobiech, Maciek Sadlok, Filip Starzyński, Grzegrz Kuświk, czy ostatnio Patryk Lipski, Michał Helik, Maciej Urbańczyk i Jarek Niezgoda w Chorzowie zaczęli dobijać do czołówki ekstraklasy i tworzyć swoje kariery. I mam nadzieję, że małą cząstkę do tego dołożyłem.

I myśli Pan, że podobną drogą chciałby podążyć prezes Filipiak? Stawiamy na chłopaków z Polski?
Wracamy to tematu wizji, więc z tym pytaniem bym poczekał. Odpowiadając ogólnie: na pewno wszędzie jest sporo utalentowanej młodzieży i jest tylko kwestia odwagi, żeby postawić na młodego chłopaka. Na pewno w każdym klubie są takie chęci, żeby młodzież się rozwijała, a wychowanków było jak najwięcej.

Gdy w środowisku gruchnęła wieść, że zostanie Pan dyrektorem w Cracovii, telefon zaczął dzwonić jeszcze częściej?
Powiem tak: nie przestał dzwonić, więc nie odczuwam różnicy.

Słyszałem, że jest Pan dobrym znajomym Bartłomieja Bolka, agenta Marcina Budzińskiego. To może mieć znaczenie w negocjacjach o przedłużeniu przez niego kontraktu?
Myślę, że z wieloma, jeśli nie ze wszystkimi menedżerami i agencjami w Polsce współpracowałem i jestem w dobrych relacjach. Co do Budzińskiego – tak głęboko jeszcze nie sięgałem i nie rozmawialiśmy na tak szczegółowe tematy.

Przychodzi Pan z Ruchu, klubu co roku targanego ogromnymi problemami. W stabilnej finansowo Cracovii będzie można rozwinąć skrzydła?
Będzie inaczej. Jednak w każdej pracy są określone wymagania i fajnie by było, gdyby udało się je spełnić.

Z Jackiem Zielińskim pracowaliście razem już w Ruchu, cztery lata temu. Jak było?
Myślę, że w naszej współpracy nie będzie żadnych problemów, a jeżeli będą, to uda nam się je wspólnie rozwiązywać.

Był Pan zdziwiony, że Cracovia zanotowała w minionym sezonie taki regres?
Cracovia na pewno miała wyższe aspiracje i teraz wszyscy będziemy pracować na to, żeby za rok wyglądało to zdecydowanie lepiej. Co się stało? Nie będę tego oceniał, nie byłem w środku. Ja patrzę do przodu.

Więcej informacji o Cracovii

Sportowy24.pl w Małopolsce

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Mirosław Mosór, nowy dyrektor Cracovii: Lipski za Budzińskiego? Halo, chyba tracę zasięg - Gazeta Krakowska

Wróć na gol24.pl Gol 24