Mundial 2014. Przypomnienie wielkich chwil Włochów na mundialach (cz. 2)

Szymon Janczyk
Przypominamy występy Włochów na mundialach
Przypominamy występy Włochów na mundialach Wikimedia Commons
Już dziś startują kolejne mistrzostwa świata! Dla Włochów będzie to okazja do odniesienia piątego zwycięstwa w historii. Zapraszamy na drugą część naszej podróży do przeszłości i kolejne przypomnienie sukcesów Italii na mundialach!

W drugiej odsłonie "powtórki z historii", podróż będzie znacznie bliższa. Cofniemy się bowiem o zaledwie 32 lata, żeby pokazać że największe sukcesy Włochów nie wiążą się jedynie z pierwszymi mundialami w historii. Wycieczka zakończy się w roku 2006 u naszych zachodnich sąsiadów. Gotowi? Więc zaczynajmy!

1982 - Viva la futbol, viva la Italia!

Dwunasty mundial w historii tym razem zawitał na Półwysep Iberyjski. W słonecznej Hiszpanii o tytuł najlepszej drużyny globu rywalizowały już 24 reprezentacje. Był to pierwszy objaw wkraczania finansów w świat futbolu, bowiem zwiększenie ilości uczestników było efektem popularyzacji telewizji. Dzięki temu na mundialu zagrało więcej drużyn spoza Europy, co było wielkim krokiem ku rozwojowi futbolu na biedniejszych kontynentach, jak Afryka czy Azja. Ze względu na wprowadzone zmiany trzeba było zmienić również system rozgrywek. Sześć grup, a w każdej z nich po cztery zespoły - tak wyglądał pierwszy etap mistrzostw świata. Następnie, dwa najlepsze zespoły z każdej grupy awansowały do drugiej rundy, w której ponownie dzielono je na grupy. Tym razem jednak cztery po trzy drużyny w każdej. Zwycięzcy drugiego etapu grupowego mieli zagrać w meczach półfinałowych.

Droga Włochów na mundial tradycyjnie rozpoczęła się w eliminacjach europejskich. Włosi w grupie 5 rywalizowali z takimi krajami jak Jugosławia, Dania, Grecja czy Luksemburg. Najlepszym strzelcem drużyny w kwalifikacjach był Francesco Graziani, autor trzech bramek. W swojej grupie, lepsi od Italii byli jedynie reprezentanci Jugosławii, którzy o punkt wyprzedzili drużynę z Półwyspu Apenińskiego. Tym samym Squadra Azzurra wywalczyła sobie awans na turniej rozgrywany w Hiszpanii.

Sam mundial nie zaczął się dla Italii najlepiej. Od reprezentacji, w której grali tacy zawodnicy jak Baresi, Tardelli, Conti czy Rossi, oczekiwało się bezproblemowego ogrania Kamerunu i Peru oraz wyrównanej walki z reprezentacją Polski. O ile ten ostatni postulat Włosi spełnili, to już dwa pierwsze pozostały niezrealizowane. Po dwóch remisach 1:1 (gole strzelali Conti i Graziani) i bezbramkowym podziale punktów z Polską, Italia dosłownie cudem uniknęła blamażu i odpadnięcia już w pierwszej rundzie. O awansie do dalszej rundy zdecydowała fatalna postawa Kamerunu, który również zremisował trzy spotkania ale w dwóch z nich nie zdobył nawet bramki.

Przez swoją słabą postawę Włosi trafili do "grupy śmierci". Przeciwnikiem w drugiej rundzie byli bowiem kapitalni Brazylijczycy i nie słabsi od nich Argentyńczycy. Włochom nie dawano wielkich szans na zwycięstwo, jednak kibice Squadra Azzurra obejrzeli odrodzenie kadry narodowej. W ciągu 12 minut (55.-67.) Italia zapewniła sobie zwycięstwo nad Argentyną, by później rozbić Brazylię. Mecz przeciwko Canarinhos można podporządkować gatunkowi "one man show". Trzykrotnie w tym samym meczu Italia obejmowała prowadzenie. W piątej minucie spotkania wynik otworzył Paolo Rossi. Siedem minut później wyrównał jednak Socrates. Brazylia długo nie nacieszyła się tą bramką bowiem już niecały kwadrans później ponownie "ukłuł" Rossi. Tym razem przewaga Italii utrzymała się aż do 68. minuty, kiedy do bramki Dino Zoffa piłkę skierował Falcao. Paolo Rossi nie pozostał jednak dłużny i znów szybko odpowiedział Kanarkom strzelając trzecią bramkę w 74 minucie meczu. Wynik nie zmienił się już do końca i ostatecznie to Włosi zagrali w półfinałach mundialu!

Tam ponownie przyszło im grać z Polską. Po wspaniałym i emocjonującym spotkaniu, górą byli reprezentanci Włoch. W meczu półfinałowym zabrakło zawieszonego za kartki Zbigniewa Bońka, który notabene na mundial pojechał już jako piłkarz... włoskiego Juventusu. Ponownie na listę strzelców wpisał się Paolo Rossi - późniejszy król strzelców mundialu zdobył obie bramki w meczu rozgrywanym na legendarnym Camp Nou. Sam finał przez ekspertów zaliczany jest do grona tych nudnych. Stało się tak dlatego, że jedynie Włosi zaprezentowali iście finałową dyspozycję meczową, ale też dlatego że Niemcy zniechęcili do siebie kibiców. Mianowicie zrobił to Harold Schumacher, golkiper Wunderteam, który brutalnym atakiem sprawił że Patrick Battiston stracił kilka zębów i przytomność na kilka minut. Schumacher w finale wystąpił dlatego, że nie został ukarany nawet żółtą kartką! Jednak ani on, ani szybkie zejście z boiska kontuzjowanego filara kadry Włoch - wspomnianego wcześniej Francesco Grazianiego, nie uratowały Niemców przed porażką. Szóstą bramkę na mundialu zdobył Paolo Rossi a tuż po nim do siatki rywala trafiali Tardelli i Albotelli, dając Italii trzeci Puchar Świata w historii.

1990 - 11 metrów od raju...

Czternasty turniej o mistrzostwo świata rozegrany został, po 66 latach, ponownie we Włoszech. Trwające miesiąc święto futbolu poruszyło całą Italię, która oczekiwała od swoich ulubieńców kolejnego triumfu na własnej ziemi. Na włoskiej ziemi funkcjonował już system pucharowy. 24 zespoły były więc dzielone na sześć grup, jednak tym razem szesnaście najlepszych ekip po fazie grupowej (2x6 zwycięzcy grup i cztery najlepsze drużyny z trzecich miejsc) zostało podzielone na pary 1/8 finału, z którego przegrani definitywnie żegnali się z turniejem. Miłym dla Polski akcentem był rekord ustanowiony przez Polskiego arbitra, którym był... Michał Listkiewicz. Pod nieobecność naszej reprezentacji, późniejszy prezes PZPN jako sędzia liniowy ustanowił rekord meczów, w których sędziował arbiter na mistrzostwach świata. Polak z chorągiewką biegał w aż ośmiu meczach mundialu, w tym również w wielkim finale.

Tym razem Włosi mieli komfort gospodarzy i nie musieli przedzierać się przez eliminacje europejskie. Drużyna Italii miała w szeregach największe gwiazdy światowej piłki nożnej z Roberto Donadonim, Franco Baresim i Roberto Baggio na czele. Mecz otwarcia, w którym rywalem gospodarzy byli Austriacy obejrzało ponad 70 tysięcy widzów zgromadzonych na Stadio Olimpico w Rzymie. Italia długo męczyła się z przeciwnikiem, a zwycięstwo na dwanaście minut przed końcem meczu zapewnił Włochom Salvatore Schillaci. W drugim meczu fazy grupowej, rywalem Squadra Azzurra była reprezentacja USA. Włosi po raz kolejny nie zaprezentowali się na miarę oczekiwań - skromne wygrana 1:0 po bramce Gianniniego zapewniła im jednak awans do kolejnej rundy. W meczu zamykającym grupowe zmagania gospodarzy, ich rywalem byłą reprezentacja Czechosłowacji. Tym razem piłkarzom udało się dwukrotnie pokonać bramkarza przeciwnej drużyny, bramki strzelali Roberto Baggio i ponownie Salvatore Schillaci. Mimo słabej formy strzeleckiej, Italia zaprezentowała się z dobrej strony w grze obronnej nie tracąc ani jednej bramki w pierwszym trzech spotkaniach.

Tą świetną passę udało się podtrzymać również w kolejnym spotkaniu. Po raz czwarty na Stadio Olimpico w Rzymie pojawił się komplet publiczności. Kibice obejrzeli dobre spotkanie w wykonaniu Italii, a kolejną bramkę na koncie zapisał kapitalny zmiennik - Salvatore Schillaci. Urugwajczyków na pięć minut przed końcem meczu dobił Aldo Serena. Stadion odfrunął, Italia była na prostej drodze do złota! Tam czekała już reprezentacja Irlandii. Bez wielkich gwiazd i indywidualności, po prostu zespół który zachodząc tak daleko sprawił jedną z największych sensacji na włoskim mundialu. Ich sen przerwał jednak nie kto inny, a Schillaci, który po raz kolejny zapewnił Włochom zwycięstwo. Po raz kolejny bramki nie wpuścił również Walter Zenga. Jego seria trwała aż do...

Półfinału. Squadra Azzurra po raz pierwszy zagrała na innym obiekcie niż rzymski Stadion Olimpijski. Na domiar złego, Włosi przyjechali do świątyni Diego Maradony, który razem z kolegami z reprezentacji był półfinałowym przeciwnikiem Italii. Na Stadio San Paolo w Neapolu rozegrał się kolejny piłkarski spektakl, niestety dla Włochów należał on do gatunku dramatu tragicznego. Po niespełna dwudziestu minutach najlepszy strzelec ekipy gospodarzy i zarazem późniejszy król strzelców mundialu (Schillaci, rzecz jasna) dał Włochom prowadzenie. Wtedy wszystko wyglądało pięknie, jednak Argentyńczykom jako pierwszym udało się odczarować bramkę Zengi. W 67 minucie spotkania, Claudio Canigga przerwał passę trwającą 516 minut (rekord, jeśli chodzi o czyste konto wśród bramkarzy na mundialu) doprowadzając do remisu w tym spotkaniu. Później było już tylko gorzej. O awansie do finału miały zdecydować rzuty karne. W nich wielką rolę odegrał bramkarz Albicelestes, rezerwowy Sergio Goycochea, który obronił jedenastki wykonywane przez Donadoniego i Serenę. Tym samym to Argentyna zagrała w wielkim finale, a Włochów od szczęścia dzieliła odległośc zaledwie jedenastu metrów...

Na pocieszenie Italia wygrała mecz o trzecie miejsce, w którym ich rywalem byli Anglicy. Zwycięstwo 2:1 zapewnili Włochom Baggio i niezawodny Schillaci. Niedosyt jednak pozostał, a "tifos", czyli kibice Squadra Azzurra długo nie mogli pogodzić się z porażką swoich ulubieńców.

1994 - Brazylia lepsza w boju o czwartą gwiazdę

Cztery lata później największa piłkarska impreza na świecie zawitała do Północnej Ameryki, a dokładniej do USA. Formuła rozgrywek nie uległa znaczącej zmianie, poza zwiększeniem ilości przyznawanych punktów za zwycięstwo. Do tej pory wygrany zespół zapisywał na swoje konto dwa oczka (oczywiście w fazie grupowej), od 1994 roku liczbę tę zwiększono do trzech punktów. Na mundialu zabrakło przedstawiciela strefy Australii i Oceanii.

Po zaciętych eliminacyjnych bojach, udało się Włochom wywalczyć awans na mundial. Sprawa nie była taka prosta, o czym świadczy fakt że po raz drugi z rzędu na mistrzostwach świata zabrakło np. Francuzów, z genialnym Ericiem Cantoną w składzie. Ciekawostką może być fakt, że dwie z trzech bramek strzelonych przez Maltę w tych eliminacjach to gole w meczach przeciwko... Włochom. Na nic się to jednak zdało, bowiem Squadra Azzurra oba spotkania wygrała (2:1 i 6:1). Włosi co prawda słabo rozpoczęli kwalifikacje, mianowicie dwoma remisami : 2:2 ze Szwajcarią (bramki strzelali Baggio i Eranio w 83. i 89. minucie) i 0:0 ze Szkocją, ale z kolejnymi meczami nabierali tempa i wygrali wszystkie następne mecze, oprócz starcia ze Szwajcarią na wyjeździe. Tym samym udało im się awansować na mundial.

Na mistrzostwach świata los przydzielił ich do grupy E, z Irlandią, Meksykiem i Norwegią. Była to więc grupa teoretycznie łatwa, ale właśnie - tylko teoretycznie. Pierwszą niespodzianką był rewanż Irlandczyków za ćwierćfinał sprzed czterech lat. W meczu otwarcia grupy E, Włosi ulegli piłkarzom z wysp brytyjskim 1:0. W drugim spotkaniu fazy grupowej, Italia podejmowała Norwegów. Tym razem udało się zgarnąć trzy punkty, a zwycięstwo zapewnił swoją bramką Baggio, lecz nie Roberto a Dino - pomocnik Juventusu. Ten sam piłkarz polskim kibicom może kojarzyć się z nieprzyjemnym incydentem. Kilka lat później, gdy Dino był już zawodnikiem Parmy, jego klub przyjechał do Krakowa na mecz w ramach rozgrywek Pucharu UEFA. Wtedy też "Misiek" - pseudokibic krakowskiego zespołu trafił go nożem w głowę. W ostatnim meczu fazy grupowej, Włosi nie zdołali dopełnić formalności i zaledwie zremisowali z Norwegią 1:1 (gol Massaro). Udało im się jednak awansować do następnej rundy z trzeciego miejsca, bowiem mający tyle samo punktów Norwegowie (zresztą każdy zespół w grupie E miał na zakończenie cztery oczka) strzelili mniej bramek (bilans 1:1, Włosi 2:2).

Rywalem Squadra Azzurra w 1/8 finału była Nigeria. Nikt nie spodziewał się wówczas, że Włochów czeka kolejna droga przez mękę, zakończona dopiero po dogrywce. Nigeryjczycy jako pierwszy strzelili bramkę - w 25. minucie meczu golkipera drużyny trzykrotnych mistrzów świata pokonał Emmanuel Amuneke. Italczycy zdołali odpowiedzieć na zaledwie dwie minuty przed końcem spotkania. Nadzieje Włochów uratował wówczas Roberto Baggio, który później w doliczonym czasie gry wykorzystał rzut karny i zapewnił Italii awans do ćwierćfinałów. Tam czekała już na nich reprezentacja Hiszpanii z Andonim Zubizarretą, Fernando Hierro, Luisem Enrique i Pepem Guardiolą w składzie. Polscy kibice mogą również kojarzyć innego Hiszpana - Jose Marię Bakero, który był trenerem Lecha Poznań i Polonii Warszawa. Ani on, ani dwójka późniejszych trenerów Barcelony, nie pomogli jednak Hiszpanom, którzy po zaciętym boju odpadli z turnieju. Bramki na wagę zwycięstwa strzelał duet... Baggio. Dino i Roberto ponownie pokazali moc swojego nazwiska.

Starcie półfinałowe to już pojedynek Italii z fantastycznymi Bułgarami, którym przewodził Christo Stoiczkow. Zawodnik Barcelony strzelił nawet bramkę ale na niewiele się to zdało. "One-man show" pokazał bowiem Roberto Baggio, który swoimi dwoma trafieniami w odstępie pięciu minut zapewnił Włochom awans do finału. Tym samym przeciętnie grająca kadra Włoch zdołała "doczłapać" się do wielkiego finału, który był zarazem starciem dwóch drużyn mających po trzy triumfy na mundialach. Gra toczyła się więc o prymat zwycięstwa ale też o czwartą złotą gwiazdę na koszulkach reprezentacji. Sam finał nie obfitował już w bramki. Obydwa zespoły starały się raczej umiejętnie bronić, co odbiło się Włochom czkawką w, jak przypuszczam, znienawidzonej na całym Półwyspie Apenińskim serii jedenastek. Piłkarze Squadra Azzurra nie wytrzymali presji i fatalnie wykonywali rzuty karne. Do bramki nie trafiły strzały : Franco Baresiego, Daniele Massaro i Roberto Baggio. Ten ostatni swoim pudłem z "wapna" dał Brazylijczykom czwarty Puchar Świata w historii. Tak bardzo pożądany i upragniony, na który w słonecznej Italii musieli czekać aż do...

2006 - Triumf w cieniu "Zizou"

Niemcy, gospodarz osiemnastego mundialu w historii, przygotowali mistrzostwa z iście niemiecką precyzją- idealnie. Miały być bowiem wielkim zwycięstwem gospodarzy. Sam turniej to już rywalizacja 32 zespołów podzielonych na osiem grup po cztery zespoły. Po dwa najlepsze z grup awansowały do rundy pucharowej i zagrały w 1/8 finału.

Włochy wzięły udział w eliminacjach w strefie europejskiej. Po wygraniu grupy 5, gdzie ich rywalami byli Norwegowie, Szkoci, Słoweńcy, Białorusini a także Mołdawianie, zapewnili sobie bezpośredni awans na mundial. Do Niemiec Italia pojechała z takimi gwiazdami jak Alessandro del Piero, Francesco Totti, Andrea Pirlo czy Luca Toni. Reprezentacja Włoch przed rozpoczęciem mundialu klasyfikowana była na drugim miejscu w rankingu FIFA.

W grupie E, Włochom przyszło mierzyć się z Ghaną, USA i Czechami. Włosi grupowych rywali przeszli bez problemu, można rzecz nawet że spacerkiem, co w porównaniu do poprzednich mundialu było istną anomalią. Co więcej, mimo remisu z USA 1:1 wszystkie bramki w tym meczu strzelali piłkarze Marcelo Lippiego. Bramkę samobójczą zdobył bowiem Cristian Zaccardo, a dla Italii gola zdobył Alberto Gilardino. Pozostałe grupowe mecze kończyły się wygraną Włochów : 2:0 z Ghaną (Pirlo, Iaquinta) i 2:0 z Czechami (Materazzi, Inzaghi). Squadra Azzurra awansowała do 1/8 finału z pierwszego miejsca w grupie.

W kolejnej rundzie Włochów czekało ciężkie zadanie. Ich rywalem była bowiem nieobliczalna i nieprzewidywalna Australia. Ostatecznie, gdy wszyscy czekali już na dogrywkę w tym spotkaniu, arbiter podyktował jedenastkę, którą na bramkę zamienił Francesco Totti. Kiedy w ćwierćfinale Italia trafiła na Ukrainę, złośliwcy mówili, że Włosi zajdą daleko jedynie dzięki słabym rywalom. Szybko jednak piłkarze z Półwyspu Apenińskiego udowodnili, że po prostu dobrze kopią futbolówkę. Efektowna wygrana 3:0 (Zambrotta i dwukrotnie Toni) była przepustką do półfinału. Dopiero tam zaczęły się prawdziwe emocje i wyzwania - mecz z reprezentacją gospodarzy...

Zacięte, emocjonujące widowisko na Signal Iduna Park obejrzał komplet widzów, którzy rzecz jasna w większości kibicowali ekipie gospodarzy. Na nic się to jednak zdało, bo po dwóch godzinach, cały plan niemieckiego zespołu legł w gruzach. W ostatnich dwóch minutach dogrywki, dwa gwoździe do trumny wbili Fabio Grosso i Alessandro del Piero.

Sam finał przeszedł do historii. Czwarty tytuł Włoch przeszedł jakoś w cieniu przez spięcie dwóch bohaterów finału i strzelców obydwu bramek w tym meczu - Marco Materazziego i Zinedine'a Zidane'a. Gdyby nie obraza, która padła z ust włoskiego defensora, być może wielki Francuz kończyłby karierę jako mistrz świata. Tak się jednak nie stało, a perfekcyjnie wykonujący jedenastki Włosi udowodnili swoją wyższość i zarazem wzięli rewanż za przegrany finał Euro 2000.

***

Czy 2014 rok przyniesie Włochom piąty tytuł mistrzów świata? Pierwszy test już 14 czerwca w Manaus. Po meczu z Anglią wiele pytań znajdzie odpowiedź. Nie mniej jednak, Italia ma potencjał nie mniejszy niż osiem lat temu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gol24.pl Gol 24