Przed spotkaniem drugiej kolejki tegorocznych rozgrywek trzeciej ligi łodzianie mieli jeden cel - zdobycie kompletu punktów. Chęć jego osiągnięcia potęgował jeszcze niedosyt wywołany utraconym w zeszłym tygodniu na sześć minut przed końcem regulaminowego czasu gry zwycięstwem. I chociaż istniało ryzyko, że kolejny mecz w wykonaniu podopiecznych Wojciecha Robaszka zakończy się remisem, tym razem biało-czerwono-biali pokonali rywali i zrealizowali założenia.
Podobnie jak w meczu inauguracyjnym na pierwszego gola trzeba było jednak trochę poczekać, bo łodzianie, pomimo że od początku lepiej prezentowali się na boisku, nadal mieli problemy z wykończeniem akcji. Już w 4. minucie drużyna z al. Unii Lubelskiej mogła prowadzić dwoma bramkami, ale najpierw golkiper gości wybił piłkę z linii bramkowej po strzale Aleksandra Ślęzaka, a niedługo potem po rzucie rożnym Marcin Zimoń skierował ją głową prosto w poprzeczkę. W końcu rywalom dał się we znaki ten sam zawodnik, który także tydzień temu otworzył wynik spotkania. Łukasz Staroń uderzył z narożnika pola bramkowego na długi słupek i na chwilę przed końcem pierwszej połowy dał podopiecznym Wojciecha Robaszka prowadzenie.
Po przerwie nie wszystko układało się po myśli gospodarzy i gra stopniowo się wyrównała. Piłkarze z Kleszczowa coraz lepiej radzili sobie na boisku i częściej zagrażali bramce strzeżonej przez Szymona Gąsińskiego, podczas gdy łodzianie nadal mieli problemy z wykańczaniem akcji. Wystarczyło nieco ponad dziesięć minut drugiej części meczu i znów sprawdziło się powiedzenie o mszczących się niewykorzystanych sytuacjach. Do piłki dopadł Mariusz Zawodziński i mniej więcej z dwudziestego trzeciego metra pięknym precyzyjnym strzałem skierował piłkę prosto w okienko. Zespół gości mógł cieszyć się z wyrównania, a przed oczami graczom ŁKS-u stanęło widmo powtórki pechowego remisu z pierwszej kolejki.
Sytuację Łódzkiego Klubu Sportowego uratował dość krótko trenujący z zespołem i pozyskany dosłownie na dwa dni przed rozpoczęciem rozgrywek Tomasz Kowalski. 21-latek na dwadzieścia minut przed końcem spotkania, po świetnym podaniu od Dawida Sarafińskiego, huknął w kierunku bramki strzeżonej przez Pawła Wiśniewskiego i umieścił piłkę w siatce, powodując drugi tego dnia wybuch radości na trybunach. Jak się ostatecznie okazało, uderzenie byłego zawodnika między innymi Jagiellonii Białystok i Arki Gdynia dało podopiecznym Wojciecha Robaszka pierwsze zwycięstwo w trzecioligowych rozgrywkach i kleszczowianie musieli wrócić do domu z niczym.
Być może na kolejny sukces łodzian nie będzie trzeba długo czekać. Chociaż sztab szkoleniowy nie ma zbyt wiele czasu by pracować z zawodnikami nad wyeliminowaniem błędów i wykańczaniem akcji, to być może już w środę, jeżeli wszystko pójdzie zgodnie z planem i po raz kolejny uda się osiągnąć cel, biało-czerwono-biali będą mogli cieszyć się z wyjazdowego zwycięstwa nad WKS-em Wieluń.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?