Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Piotr Nowak: Wokół Ekstraklasy jest za dużo negatywnych głosów

Paweł Stankiewicz (AIP)
Piotr Nowak, trener piłkarzy Lechii Gdańsk, opowiada o swojej karierze, pracy w Gdańsku i pomyśle na grę biało-zielonych.

Panu, jako byłemu piłkarzowi, łatwiej zrozumieć zawodników w pracy trenerskiej?
W pewnych sytuacjach jest to ułatwienie. Z drugiej strony trzeba zdać sobie sprawę, że nie jestem już piłkarzem. Nie jest sztuką wyjść na boisko i pokazać, że pomimo kilkudziesięciu lat na karku potrafię zrobić coś, czego nie umie zawodowy piłkarz. Na tym przejechali się już niektórzy trenerzy, bo nie umieli odpowiednio przekazać swojej wiedzy. Jesteśmy przecież nie tylko trenerami, ale i nauczycielami. Nie możemy patrzeć na to, czy ktoś grał w piłkę, ale czego potrzebują piłkarze i zespół. Trzeba tak wszystko połączyć, żeby dla każdego w zespole istniał wspólny cel.

Jest Pan zadowolony ze swojej kariery piłkarskiej?
Tak. Miałem swoje pięć minut i spełniłem się jako piłkarz. Czy mogłem osiągnąć coś więcej? Na pewno tak. Po latach człowiek zdaje sobie sprawę z pewnych rzeczy, które mógł wykonać lepiej albo podejść do nich inaczej. W pewnym momencie, ze względu na wiek, goniłem czas, którego nie miałem już za wiele. Jestem jednak pewien, że wybrałem właściwą drogę jako człowiek, piłkarz i trener. To moja pasja, moje życie, dla którego wiele poświęcam. Staram się jak najlepiej wykonywać pracę, systematycznie zbieram szkoleniowe doświadczenie.

Był Pan kandydatem na trenera reprezentacji Polski. Dlaczego nie doszło do objęcia funkcji?
Jeśli miałbym nim zostać, to bym został. Dziś nie ma co gdybać. Wiele rzeczy powiedzianych kiedyś czy zasłyszanych niewiele ma wspólnego z rzeczywistością.

Do Lechii miał Pan trafić wcześniej.
Miałem też podobno iść do Szkocji, do Hearts. Wszystkie te historie wychodziły poza normalny tok rozumowania. Nie mając licencji UEFA Pro, nie predysponowałem nawet do zastanowienia się nad moją kandydaturą. Mogłem wysłać CV nawet do Barcelony, ale i tak nie mogłem pracować w Europie bez tej licencji. PZPN, za co jestem niezmiernie wdzięczny, teraz mi to umożliwił. Dopiero wtedy rozmowy z Lechią weszły w finalną fazę. Bez zgody związku nadal byłbym na Antidze, bo miałem jeszcze przez rok ważny kontrakt.

Amerykańskie media rozpisywały się o stylu Pana pracy. To też nie ma nic wspólnego z rzeczywistością?
Jedynym polskim dziennikarzem, który przyleciał i obserwował moją pracę w USA był Pan Mateusz Borek. Był w Waszyngtonie, rozmawiał z piłkarzami, prezesem, dyrektorem, był na Florydzie, gdzie trenowałem DC United. W Filadelfii rozmawiał z ludźmi, którzy byli pod moją opieką, jeździł z kamerą. Jako jedyny widział wszystko od podszewki. Ci, którzy mnie znają, wiedzą jakim jestem człowiekiem. Przez 3,5 roku nie udzieliłem wywiadu na tematy dotyczące Filadelfii. Nie mam zamiaru tego zmieniać.

Wróćmy do Lechii. Skąd wizja gry systemem z trzema obrońcami?
To nie jest wizja gry na trzech obrońców. Widziałem jak ten zespół gra, czego potrzebuje. Powinien strzelać bramki, bo ma ludzi, którzy potrafią to robić, są kreatywni. Każdy zespół, który chce zwyciężać, powinien grać ofensywnie. To, o co pan pyta, może być wyjściową bazą do tego, by później pewne rzeczy rozwijać i rozszerzać. To najprostszy system, który pozwala na pełną kreatywność i elastycznośc, bycie nieprzewidywalnym. Najważniejsze, żeby zespół sam, bez moich wskazówek, był w stanie to zrobić.

W wariancie defensywnym mają pomagać skrzydłowi, ale Sławomir Peszko, Michał Mak i Lukas Haraslin nie są mocni w odbiorze piłki.
Możemy grać szóstką obrońców, ale przecież nie daje to gwarancji, że będziemy wygrywać. Może nie będziemy przegrywać, ale czy zdołamy zwyciężać? Wedle mojego sposobu spojrzenia na futbol, nie tylko odbiór piłki jest ważny, ale także reakcja po jej stracie, szybkość, kreatywność, czytanie gry. Każdy jest odpowiedzialny za zespół, w którym gra, na przykład napastnik też musi mocno pracować w defensywie.

Mecz z Zawiszą pokazał, że Grzegorz Kuświk ma problem ze skutecznością. Nie martwi to Pana?
Wypracował sobie te sytuacje i próbował w różny sposób je wykończyć. W pierwszej próbował czegoś niekonwencjonalnego, przy drugiej trafił w bramkarza. Cieszy mnie, że ma sytuacje. Jeśli doda trochę spokoju i właściwej koncentracji, zacznie strzelać gole. Nie miałem problemu z tym, że ich nie wykorzystał. Im więcej sytuacji będzie dla nas na boisku, tym więcej ich wykorzystamy.

W tym kontekście liczy Pan na braci Paixao? Kiedy będą tak naprawdę gotowi do gry?
Flavio już jest gotowy. Marco trenuje poza zespołem, aplikowane mu obciążenia nie są takie, jak w przypadku reszty drużyny. Biorę pod uwagę wszystkie możliwości, ale muszę mieć zgodę sztabu medycznego, żeby Marco wszedł w trening czysto piłkarski. Zespół nie może być przewidywalny. Jakby był jeden skuteczny egzekutor i wszyscy skupili się na nim, to byłoby to zbyt proste dla rywala. Środek ciężkości musi rozkładać się na kilku piłkarzy. Bracia Paixao mają niesamowite możliwości, są skuteczni W czasie ligi wszystkie opcje są możliwe, także ta, że zagrają ze sobą w ataku. Jak ich sprowadzaliśmy, to braliśmy pod uwagę, że grali z Milą. Znają się, rozumieją, uzupełniają i mam nadzieję, że to da rezultaty.

Martin Kobylański. Co on może dać Lechii?
Martin jest młodym zawodnikiem. Ma zaległości, które musi teraz nadrobić. Musi więcej pracować z trenerem przygotowania fizycznego. Może dać nam wiele na jednym i drugim skrzydle, również może występować na boisku tuż za napastnikiem. Będziemy z nim pracować systematycznie i w którymś momencie trzeba dać mu szansę. Martin chce się w Polsce pokazać i ma coś do udowodnienia, ale najpierw musi się odbudować fizycznie, a później popracujemy nad przyswojeniem sobie przez niego naszej taktyki.

Lechia trenera Nowaka ma grać agresywnie i z zastosowaniem pressingu już na połowie rywala?
Żaden zespół na świecie nie zagra przez 90 minut pressingiem, bo to jest fizycznie niemożliwe. Trzeba starać się kontrolować, wiedzieć gdzie, kiedy i jak. To wychodzi z mądrości zespołu, nad czym wspólnie pracowaliśmy. Pewne rzeczy wykonujemy już bardzo dobrze, ale inne trzeba poprawiać i wciąż doskonalić. Ten proces nie skończy się dziś czy na meczu z Podbeskidziem.

Trener Thomas von Heesen otwarcie krytykował piłkarzy. Tak się nie buduje atmosfery.
Ja się zajmuję zespołem 20 godzin dziennie i nie interesuje mnie to, co było wcześniej. Wiem jak zespół wygląda, czego piłkarze potrzebują. Jestem otwartym człowiekiem, trenerem z zasadami fair play. Każdy ma u mnie szansę i chce ją wykorzystać, a ja mam piłkarzom w tym pomóc. Każdy z nas ma oczekiwania, że jego misja się powiedzie. Jeśli jednak zwątpimy w sens tego co chcemy osiągnąć, to żaden trener tego nastawienia nie zmieni. Krytyka jest dobra, kiedy odbywa się wewnątrz zespołu, w szatni czy na spotkaniach prywatnych. Dla mnie najważniejsze są intencje czy chęci. Jak zawodnik chce zagrać trudną piłkę, niekonwencjonalną, ale nic z tego nie wyjdzie, to nikt nie będzie z ławki na kogoś takiego krzyczał. Jeśli będą zasługiwać na brawa, a wierzę że tak będzie, to je dostaną. Jeśli będzie inaczej, to staną na wysokości zadania, a każdy ma prawo do krytyki.

Jaki jest cel drużyny w rundzie wiosennej?
Celem drużyny jest postęp. Trzeba wyjść na trening i dać z siebie wszystko, co ma się najlepszego. Powiedziałem piłkarzom, że jako trener oczekuję, że przychodząc do klubu, na trzy, cztery czy nawet pięć godzin wyłączą się ze wszystkiego i zajmą tylko treningiem, poprawianiem umiejętności. Czyli tego czego oczekują trenerzy. Reszta nie jest ważna.

Zza oceanu obserwował pan polską ligę?
Oglądałem i za dużo jest wobec niej głosów negatywnych. Europejskie rozgrywki pokazują nam może, gdzie jesteśmy, niemniej towarzyskie spotkania z teoretycznie lepszymi zespołami mogą dać inny obraz. Za mało jesteśmy pozytywni, za mało wierzymy w siebie. Rywale to takie same drużyny, tacy sami ludzie. Przy odrobinie cięższej pracy, większej motywacji, przyswajaniu pewnych rzeczy da się osiągnąć więcej. Jest na przykład w telewizji mecz Bayern - Barcelona. Co z niego wyciągnie oglądający go piłkarz? Nie mam tu na myśli zagrań piętą w wykonaniu Neymara, Lewandowskiego czy Messiego, ale to, czy wspomniany zawodnik odnalazłby się na boisku, jaką pracę musiałby wykonać, żeby zrozumieć, dlaczego obrońca, pomocnik czy napastnik zachował się w taki, a nie inny sposób. Tu jest najwięcej pracy do zrobienia. Reprezentacja Polski pokazała, że w konfrontacji z najlepszymi przeciwnikami potrafi być równorzędnym partnerem. Przy odpowiedniej motywacji wygrała z Niemcami i rozegrała inne bardzo dobre mecze w eliminacjach. W piłce wszystko jest naprawdę możliwe, tylko trzeba tego chcieć. To jest recepta na sukcesy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gol24.pl Gol 24