Trener Pawłowski miał rewelacyjny rok 2014. Drużyna wiosną wygrała grupę spadkową, jesień zakończyła na drugim miejscu w tabeli, tuż za plecami lidera. Do tego przez rok była niepokonana w Twierdzy Wrocław. Ale przyszedł rok 2015, a wraz z nim kompromitująca forma wrocławian. Jeszcze wiosną, głównie dzięki punktom z jesieni, udało się finiszować na 4 miejscu. Nowy sezon to jednak pasmo klęsk i porażek. Kiedy ostatecznie pogubił się Pawłowski? Moim zdaniem w meczu z Jagiellonią u siebie. Śląsk wygrał 3:1, choć przez godzinę był zespołem wyraźnie słabszym. W spotkaniu tym trener Pawłowski zagrał aż trzema defensywnymi pomocnikami. Nie było rozgrywającego, a mimo to Śląsk zdobywał bramki po stałych fragmentach gry i błędach obrony Jagi. Szkoleniowiec uznał, że to jest recepta na sukces w Ekstraklasie. Drużyna, która w roku 2014 oddawała po 20-30 strzałów na mecz, nagle zaczęła grać padakę i stała się chłopcem do bicia.
Pawłowski zamiast wrócić do sprawdzonych schematów, zaczął jeszcze bardziej kombinować. Rzucał piłkarzy po nie swoich pozycjach, zdarzały się mecze z Flavio i Bilińskim z przodu oraz samymi defensywnymi zawodnikami. Nikt w klubie jednak nie miał zamiaru reagować i zwalniać trenera. Efekt? 10 porażek z rzędu. To w końcu skłoniło z początkiem grudnia zarząd do wysłania Pawłowskiego na urlop. Jego następcą został Grzegorz Kowalski, który na stanowisku utrzymał się... 5 dni i jedno spotkanie z Lechią w Gdańsku. Zespół zagrał tak jak w poprzednich spotkaniach, więc na drugi dzień we Wrocławiu pojawił się trzeci szkoleniowiec.
Wyciągnięty z niebytu Romuald Szukiełowicz miał w Śląsku prawdziwe wejście smoka: wygrał dwa ostatnie mecze Ekstraklasy przed przerwą zimową i wyciągnął zespół nad kreskę. Wprawdzie po drodze przegrał w Pucharze Polski z Zawiszą, ale najważniejsza była liga. Kiedy pogubił się sędziwy trener? Mam wrażenie, że zimą, gdy wszystkim postanowił coś udowodnić. Śmieją się z niego, że trenuje jak w latach 80-tych i 90-tych? To on wszystkim pokaże. Zamiast zabrać piłkarzy na obóz na południe Europy, wybrał bieganie w śniegu i mrozie w Zakopanem. Sparingi? Zagrał trzy, przy czym trzeba pamiętać, że w każdym grał obie połowy innym składem, z zaznaczeniem, że nigdy nie był to skład, który grał potem w lidze!
Szukiełowicz popełnił też błąd transferowy, a raczej wielbłąd. Klub podpisał szybko kontrakty z Laszą Dvalim i Ryotą Morioką, ale trener zażyczył sobie jeszcze Igora Tyszczenkę. Na nic zdały się sugestię, że będzie to czwarty gracz spoza Unii Europejskiej (jest jeszcze Dudu), że limit to trzech, a od lipca nawet dwóch. I Szukiełowicz dopiął swego, przez co w meczu z Zagłębiem doszło do kuriozalnej sytuacji. Goniąc wynik, musiał zdjąć Moriokę, aby wpuścić Dudu. Mimo średniowiecznych metod na inaugurację wygrał szczęśliwie 1:0 z Wisłą. Potem jednak wyszły braki w taktyce i co najważniejsze brak zgrania. Śląsk przegrał z Jagą 1:2, zremisował z Górnikiem Zabrze 0:0, przegrał z Zagłębiem Lubin 0:2 i Piastem 0:1. 170 minut bez celnego strzału i 300 minut bez gola przypieczętowało dymisję Szukiełowicza. Czas na króla... to jest trenera numer cztery.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?