Podsumowanie 2. kolejki T-Mobile Ekstraklasy

Karol Kurzępa
Tomasz Frankowski zdobył swojego 150. gola w polskiej Ekstraklasie
Tomasz Frankowski zdobył swojego 150. gola w polskiej Ekstraklasie black
Za nami druga kolejka nowego sezonu. Które drużyny podtrzymały dobrą formę sprzed tygodnia, które nadal ligowego startu nie mogą zaliczyć do udanych? Czy doszło do kolejnych nieoczekiwanych rezultatów, czy wszystko poszło zgodnie z oczekiwaniami?

2. kolejka Ekstraklasy rozpoczęła się w piątek i przyniosła nam dwa mecze zakończone remisami w stosunku 1:1. Najpierw odbyło się słabe spotkanie w Zabrzu, gdzie miejscowy Górnik podejmował Widzew. Obie drużyny całkiem udanie zainaugurowały sezon, bowiem zdobyły po punkcie z faworyzowanymi przeciwnikami. Mecz zapowiadał się więc ciekawie, lecz rozczarował. Emocji było jak na lekarstwo, walki mogło być zdecydowanie więcej, podobnie rzecz się ma ze składnymi akcjami obu drużyn oraz celnością strzałów. Gole strzelili: Kwiek (dla gospodarzy) i Broź (dla gości, z nieco kontrowersyjnego rzutu karnego). Widowisku nie sprzyjał także dość ponury widok opustoszałych trybun przy ul. Roosvelta, gdzie zawsze był fantastyczny doping i minimum kilkunastotysięczna publiczność, a teraz, w wyniku modernizacji obiektu, może zasiadać jedynie 3,5 tysiąca widzów. Niewątpliwie każdy obserwator tej potyczki, niezależnie od tego czy przybył na stadion, czy oglądał ją na ekranie telewizora, mógł odczuć spory niedosyt.

Górnik Zabrze - Widzew Łódź 1:1 - czytaj obszerną relację z meczu

W piątkowy wieczór na Dialog Arenie w Lubinie, Zagłębie mierzyło się z Lechem. Mecz stał na dużo wyższym piłkarsko poziomie niż poprzedzające go zawody w Zabrzu. Nie brakowało podbramkowych sytuacji (fatalne pudło Wilka) i ładnej dla oka gry. Po trafieniu Henriqueza blisko drugiego zwycięstwa w sezonie był „Kolejorz”, ale piękna bramka Szymona Pawłowskiego odebrała poznaniakom dwa oczka. Trener Bakero nie był zadowolony z wyniku, ale chwalił dyspozycję swojego zespołu. Szkoleniowiec „Miedziowych”, Jan Urban był pod wrażeniem poziomu widowiska i cieszył się, że jego zespół zdołał w końcowych fragmentach gry wyrównać. Zagłębie, przez wielu fachowców, typowane jako potencjalny „czarny koń” rozgrywek pokazało się z dobrej strony i niewątpliwie jest w stanie walczyć w tym sezonie o wyższą lokatę niż w poprzednich rozgrywkach. Prawdziwym sprawdzianem ich umiejętności będzie starcie z obrońcami tytułu na ich stadionie, już w najbliższą sobotę. Natomiast Lech już po raz drugi w tej rundzie zagra w Bełchatowie, gdzie o ligowe punkty powalczy z GKS-em.

Zagłębie Lubin - Lech Poznań 1:1 - czytaj obszerną relację z meczu

Interesująco na ligowych boiskach było w sobotę. Na początek zaserwowano nam pogrom Podbeskidzia w Bełchatowie, gdzie „górale” doznali dotkliwej porażki z prowadzoną przez Pawła Janasa drużyną „biało-zielono-czarnych”. Stadion przy ul. Sportowej okazał się być wyjątkowo niełaskawy dla beniaminków. Na inaugurację 0:5 poległ tu, gościnnie grający ŁKS, teraz o jedną bramkę więcej stracił ten mniej doświadczony z ekstraklasowych nowicjuszy. Gospodarze bez litości wykorzystywali błędy podopiecznych Roberta Kasperczyka w obronie. Za beznadziejny występ w pierwszej kolejce zrehabilitował się Kamil Kosowski, asystujący przy aż 4 golach. Drugą w tym sezonie bramkę zdobył Marcin Żewłakow, do siatki trafili także Bożok i Szmatiuk, ale największym zaskoczeniem jest hat-trick Jacka Popka, nominalnego lewego obrońcy, doskonale odnajdującego się w polu karnym przeciwnika w tym spotkaniu. 32-letni zawodnik nie powiedział ponoć jeszcze ostatniego słowa jeśli chodzi o strzelanie bramek, bowiem… założył się on z masażystą zespołu, że strzeli w tym sezonie 4 gole. Okazałe zwycięstwo bełchatowian tylko zaostrza apetyty przed kolejną serią gier i konfrontacją z poznańskim Lechem. Ciekawe jak zespół byłego reprezentacyjnego selekcjonera poradzi sobie w starciu ze znacznie trudniejszym rywalem. Klęska 0:6 pokazuje, że do utrzymania dla ekipy z Bielska-Białej jeszcze długa droga. Na pocieszenie wypada dodać, że Podbeskidzie gorzej w przyszłej kolejce zagrać po prostu nie może. W najbliższą niedzielę, „górale” zmierzą się u siebie z Widzewem i na pewno zrobią wszystko by zmazać plamę z Bełchatowa. Niewykluczone, że do tego meczu przystąpią w bramce z Mateuszem Bąkiem, gdyż dotychczas zupełnie nie spisywał się słowacki golkiper Richard Zajac. Jeden z najlepszych bramkarzy poprzedniego sezonu w 1 lidze, miał swój udział przy prawie połowie goli straconych do tej pory przez Podbeskidzie w Ekstraklasie.

GKS Bełchatów - Podbeskidzie Bielsko-Biała 5:0 - czytaj obszerną relację z meczu

Ciekawy przebieg miało spotkanie w Białymstoku, gdzie Jagiellonia pokonała gdańską Lechię 2:1. Zaczęło się świetnie dla gości, którzy objęli prowadzenie już w 7. minucie za sprawą szczęśliwej bramki Lukjanovsa. Gospodarze, na kilka minut przed przerwą odpowiedzieli trafieniem Skerli. Później obie drużyny miały swoje szanse, ale wynik remisowy wciąż się utrzymywał. Aż do ostatniej minuty regulaminowego czasu gry kiedy to niezwykłej urody bramkę zdobył weteran ligowych boisk, niezawodny Tomasz Frankowski. Było to 150 trafienie eks-reprezentanta Polski w najwyższej klasie rozgrywkowej. Dzięki 3 golom w dwóch kolejkach, prawie już 37-letni (jego urodziny już 16 sierpnia) napastnik pokazał, że będzie walczył o obronę wywalczonej rok temu korony króla strzelców. Po meczu trener „Jagi” przyznał, że jego zdaniem to Lechia bardziej zasługiwała na drugiego gola , a jego drużyna zawdzięcza komplet punktów jedynie przebłyskowi geniuszu „Franka”. Magiczny moment na boisku przysłania jednak atmosfera na trybunach w Białymstoku, gdzie poza obrażającym drużynę transparentem wyrażającym niezadowolenie z porażki w eliminacjach Ligi Europejskiej z Irtyszem Pawłodar, doszło także do utarczek kibiców z policją. Efektem zajść z funkcjonariuszami było opuszczenie na znak protestu sektora „Łuk” przez zasiadających tam najwierniejszych kibiców zespołu. Wróćmy jednak do sfery piłkarskiej. Ponoć już w tym tygodniu może skończyć się transferowa saga związana z Grzegorzem Sandomierskim. Bramkarz ma w końcu opuścić Białystok, najczęściej jako jego nowy klub wymienia się Celtic Glasgow. Kilka słów o ekipie gości. Gdańszczanie mają najzwyklejszego pecha. Ich gra w otwierających sezon kolejkach wyglądała naprawdę przyzwoicie, ale dorobek punktowy jest wciąż zerowy. Podopiecznym Tomasza Kafarskiego brakuje skuteczności, ale i odrobiny szczęścia. Może zła karta odwróci się w następnej kolejce przy okazji pierwszego w tych rozgrywkach meczu u siebie? Na piękny, będący areną Euro 2012, stadion PGE Arena przyjedzie sąsiad w ligowej tabeli, także będąca jeszcze bez punktu Cracovia. Do obejrzenia tego spotkania chyba nikogo nie trzeba będzie specjalnie namawiać.

Jagiellonia Białystok - Lechia Gdańsk 2:1 - czytaj obszerną relację z meczu

W ostatnim sobotnim spotkaniu, w hicie kolejki, warszawska Polonia podzieliła się punktami z Wisłą. Kolejnym ładnym trafieniem dla „Czarnych koszul” popisał się Bruno, który w 24. minucie wyprowadził gospodarzy na prowadzenie. Krakowianie stan gry wyrównali w drugiej połowie za sprawą także drugiego już w tym sezonie gola Izraelczyka Bitona. Remis ostatecznie był sprawiedliwy, choć zarówno goście jak i gospodarze mogli przechylić szalę zwycięstwa na swoją stronę. W niezwykle dogodnej sytuacji dla Wisły w poprzeczkę spudłował Kirm, z kolei szansy na triumf podopiecznych Jacka Zielińskiego nie wykorzystał Grzegorz Bonin. Remis przy Konwiktorskiej złym wynikiem nie jest, ale zaledwie dwa punkty po dwóch kolejkach to lekki falstart wiślaków. Widać jednak ogromny potencjał jakim dysponuje zespół Roberta Maaskanta i wydaje się, że wygrane „Białej Gwiazdy” są jedynie kwestią czasu. Podobnie jak w przypadku Lechii, krakowianie rozegrają pierwszy mecz na własnym terenie dopiero w trzeciej kolejce i to może być punkt zwrotny w marszu po obronę mistrzowskiego tytułu. Równie dobrze, Wisłę może dopaść ligowy kryzys związany z grą w europejskich pucharach, jaki spotkał rok temu „Kolejorza”. Mądrzejsi będziemy po sobotnim pojedynku przy Reymonta z Zagłębiem Lubin. Natomiast nastroje w obchodzącej w tym roku stulecie klubu, Polonii są umiarkowanie pozytywne. Cztery punkty wywalczone w dwóch meczach u siebie to dorobek przyzwoity, choć nie spotkał się on z euforią Józefa Wojciechowskiego. Trzecie kolejne spotkanie przed własną publicznością z ŁKS-em, które rozegrane zostanie w sobotę, zapowiada się więc interesująco. Zobaczymy tylko czy zdecydowanego faworyta, jakim będą w tym starciu poloniści nie przytłoczy presja.

Polonia Warszawa - Wisła Kraków 1:1 - czytaj obszerną relację z meczu

W niedzielę we Wrocławiu swoistą lekcję futbolu wspomnianemu już Łódzkiemu Klubowi Sportowemu dał wicemistrz kraju, Śląsk. Trener gospodarzy, Orest Lenczyk dokonał aż 8 zmian w podstawowej jedenastce w porównaniu z czwartkową potyczką w eliminacjach Ligi Europy, a wrocławianie mimo to rozegrali koncertową partię i już w pierwszej połowie meczu odebrali gościom wszelkie nadzieje na jakąkolwiek zdobycz punktową. Dwoma trafieniami popisał się doświadczony Dariusz Sztylka, piłkę do siatki skierowali także Voskamp i Madej. Absolutna dominacja Śląska i pewne trzy punkty to dobry prognostyk przed piątkową konfrontacją podopiecznych Lenczyka z Ruchem, w Chorzowie. Nie można powiedzieć tego o beniaminku z Łodzi. Dwukrotni mistrzowie Polski póki co zbierają straszne „baty”. Ich bramkowy bilans po dwóch ligowych kolejkach: 0 strzelonych, 9 straconych. Jako jedyni nie strzelili jeszcze w Ekstraklasie gola. Biorąc pod uwagę terminarz łodzian (najbliższe 3 mecze z: Polonią, Lechią i Legią), problem braku gry na własnym obiekcie oraz nienapawającą optymizmem grę, trudno jest wróżyć drużynie Dariusza Bratkowskiego sukcesy w najbliższym czasie. Oczywiście, jest za wcześnie na jakiekolwiek ferowanie wyroków, ale jeśli ŁKS nie poprawi swojej dyspozycji to nawet niezwykle doświadczony skład może nie uchronić klubu przed spadkiem.

Śląsk Wrocław - ŁKS Łódź 4:0 - czytaj obszerną relację z meczu

Także w niedzielę, ligę w końcu zainaugurowała Legia. „Wojskowi” weszli w sezon dobrze, pokonując na wyjeździe Cracovię 3:1. Ten naprawdę dobrze się oglądało. Sytuacje z obu stron, szybkie tempo, sporo ciekawych akcji ofensywnych, błędy w obronie… właśnie, w tym ostatnim prym wiodła drużyna gospodarzy. Podopieczni Jurija Szatałowa grają przyzwoicie w ofensywie (brakuje trochę skuteczności i celności, ale potencjał jest spory)ale, blok defensywny zespołu to prawdziwy dramat. Prezenty, jakimi obrońcy „Pasów” obdarowywali warszawiaków nie powinny zdarzać się na tym poziomie rozgrywkowym. Legioniści, pomimo nieco fartownie zdobytych goli, zaprezentowali się lepiej. Dobrze to spotkanie będzie wspominał skrzydłowy gości, Manu. Portugalczyk to jeden z nielicznych pozostałych z zeszłosezonowego zastępu piłkarzy, który dostał od trenera Skorży szansę na kolejny sezon. W niedzielę odpłacił się za pokładane w nim zaufanie, zdobywając przy Kałuży dwie bramki. Może były gracz Maritimo udowodni tej jesieni, że nie jest wyłącznie „jeźdźcem bez głowy”, za którego uważany był w poprzednich rozgrywkach? Od zdobycia gola w finale Pucharze Polski jego forma i efektywny wkład w grę zespołu rosną. Dobrą dyspozycję prezentuje także Miroslav Radovic, udanie do drużyny wprowadzili się doświadczeni Michał Żewłakow i Daniel Ljuboja. Legia w tym sezonie będzie niewątpliwie liczyć się w walce o mistrzostwo. Natomiast Cracovia nie ma po dwóch kolejkach ani jednego oczka. Biorąc pod uwagę, że obie dotychczasowe rywalizacje „Pasy” rozgrywały w Krakowie to zły bilans. W klubie nikt nie wpada w panikę, ale jeśli w następnej kolejce nie uda się zdobyć żadnych punktów (a w Gdańsku z Lechią będzie o to ciężko) to wtedy przy Kałuży może zacząć robić się nerwowo. W dodatku drużynę z Krakowa czekają teraz aż 3 wyjazdowe mecze z rzędu. Może poza stolicą małopolski będą mieli więcej szczęścia? Kończąc wątek meczu Cracovii z Legią nie wypada nie wspomnieć o bramce Saidiego Ntibazonkizy na 1:3. Trafienie Burundyjczyka z około 30 metrów - stadiony świata, prawdziwe chapeau bas.

Cracovia - Legia Warszawa 1:3 - czytaj obszerną relację z meczu

Powoli trzeba zacząć przyzwyczajać się do tego, że każda kolejka finiszować będzie w poniedziałek. Tym razem, na zakończenie drugiej serii gier w Kielcach, w opadach deszczu spotkały się prowadzona przez Leszka Ojrzyńskiego Korona oraz chorzowski Ruch, którego trenerem jest Waldemar Fornalik. W pojedynku tym emocji nie brakowało, zwłaszcza w pierwszych 45 minutach. Gospodarze objęli prowadzenie już w 6. minucie po strzale Zielińskiego i przez 2 minuty byli liderem tabeli. 25 minut później po golu Straki i kontrowersyjnym karnym wykorzystanym przez Abotta na szczycie tabeli zastąpił usadowił się Ruch. Jednak za sprawą kolejnej „jedenastki” (a konkretniej jej dobitce) i trafieniu Vukovicia, wynik meczu znów był nierozstrzygnięty. Taki stan rzeczy utrzymał się do końca konfrontacji w Kielcach i tym samym żadna z drużyn Ekstraklasy nie ma kompletu punktów po dwóch kolejkach. Podział punktów w miarę sprawiedliwy, na pewno obie drużyny przyzwoicie rozpoczęły sezon.

Korona Kielce - Ruch Chorzów 2:2 - czytaj obszerną relację z meczu

Druga seria gier T-Mobile Ekstraklasy przyniosła jeszcze więcej bramek niż inauguracja, może niespodzianek było nie co mniej niż przed tygodniem, ale na brak wrażeń i solidnej, ligowej piłki narzekać nie można. Bez wątpienia liga nabiera pikanterii. Wierzymy jednak, że to dopiero preludium prawdziwych emocji i każdy następny weekend będzie przynosił ich coraz więcej. Na kolejną odsłonę ekstraklasowego spektaklu czekać długo nie musimy. Na szczęście.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gol24.pl Gol 24