Puchar Polski: Bez goli w Gdyni. Zagłębie Lubin zagra w finale z Zawiszą

W Gdyni bramek nie zobaczyliśmy. Było nudno, bez emocji, ale może to wina tego, że Zagłębie praktycznie zapewniło sobie awans w pierwszym spotkaniu. W rewanżowym starciu lubinianie ograniczali się do kontrowania Arki "za pomocą" szybkich Przybeckiego i Abwo.

Dla gospodarzy priorytetem w tym meczu było strzelenie gola do końca pierwszej połowy. Mogło to dać cień szansy na odwrócenie losów dwumeczu. Już w 7. minucie Aleksander był bliski sytuacji sam na sam z Rodiciem, ale zabrakło trochę dokładności.

Kilka minut później napastnik Arki znów stanął przed szansą. Tym razem kibice mogli mieć większe oczekiwania wobec tej akcji. Kowalski idealnie wystawił piłkę Aleksandrowi, ale ten uderzył obok lewego słupka.

Pierwsza najlepsza sytuacja dla Zagłębia nadarzyła się w 33. minucie. W pole karne dośrodkowywał Curto i wydawało się, że Miszczuk bez problemu złapie piłkę. Ten jednak wyrzucił ją przed siebie wprost pod nogi Piecha, ale gdy napastnik oddawał strzał na bramkę, swój błąd naprawił bramkarz Arki.

W pierwszej połowie więcej emocji nie było. Zagłębie było dość głęboko schowane, a Arka musiała radzić sobie w ataku pozycyjnym. W 51. minucie po raz kolejny Wojowski "poklepał" z Aleksandrem, który pojawił się przy linii końcowej i szukał podaniem Ślusarskiego. Niestety bardzo niecelnym.

W kolejnych minutach Arka kompletnie straciła wiarę nawet w zdobycie bramki. Podania były niedokładne, dośrodkowania przestrzelone.

W ostatnich 10 minutach meczu obie drużyny miały jeszcze po jednej szansie. Najpierw piłkę nad poprzeczką przeniósł Wojowski w bardzo dobrej sytuacji, a później sam na sam wyszedł Przybecki, ale górą w tym pojedynku okazał się Miszczuk.

Arce zabrakło dokładności, a jedna bramka może nakręciłaby gdynian na końcówkę spotkania. Nie zapominajmy jednak, że Arka to I-ligowiec, a dotarcie do półfinału Pucharu Polski to olbrzymie osiągnięcie.