Smuda powinien dać na mszę za zdrowie Kuby

Hubert Zdankiewicz
Tak jak w niedawnym meczu z Niemcami w Gdańsku byliśmy o mały krok od zwycięstwa, tak w piątek w Seulu krok (trochę większy, bo tym razem rozstrzygnięcie nie zapadło w ostatnich sekundach) dzielił nas od porażki z Koreą Południową.

Uratował nas błysk geniuszu Kuby Błaszczykowskiego (w sumie dwa - asysta i gol). To nie przesada, jak na polskie realia to piłkarz genialny. Równie ważny dla kadry Franciszka Smudy jak Franck Ribery dla Francuzów czy Arjen Robben dla Holendrów. Tylko dzięki niemu skończyło się remisem 2:2.

Nasz selekcjoner powinien dać pokaźną sumę na mszę za to, by naszego kapitana ominęły kontuzje (przez które nie pojechał na poprzednie mistrzostwa Europy). Nie zaszkodziłoby również, gdyby udało mu się zmienić zimą klub. W Borussii Dortmund nadal gra co prawda sporo... - Ale w kadrze to zupełnie inny piłkarz. O klasę lepszy - mówi były reprezentant Radosław Gilewicz.

- To był bardzo udany test zarówno dla Korei, jak i dla nas. Cieszę się, że tu przyjechaliśmy i zagraliśmy pod takim ciśnieniem, jakie zgotowali nam gospodarze. Wiele mogliśmy się dziś nauczyć - powiedział po meczu Smuda.

Czego? Można ten mecz oceniać na wiele sposobów. Optymiści przytoczą statystyki. Nasza kadra nie przegrała w trzecim kolejnym meczu (wcześniej z Meksykiem i Niemcami). Jeszcze nie tak dawno zespół Smudy dostawał łomot, od kogo popadnie, a były kapitan Michał Żewłaków porównywał go do trzeciej ligi kambodżańskiej.
Teoretycznie Polacy mogą nawet wygrać. Przy zielonym stoliku. Przepisy FIFA precyzują, że podczas meczu towarzyskiego trenerzy mogą dokonać bez wcześniejszych ustaleń tylko sześciu zmian, a szkoleniowiec gospodarzy dokonał siedmiu. Wynik może więc zostać zweryfikowany na walkower.

Wracając jednak do tego, co działo się na boisku. Trudno nie zgodzić się z Tomaszem Kłosem, który podkreśla, że choć w drugiej połowie biało-czerwoni zostali zdominowani przez rywala, to jednak potrafili odrobić straty, a ich gra chwilami naprawdę mogła się podobać. Były reprezentant Polski przyznaje jednak, że tylko gra ofensywna, bo pod własną bramką nie wyglądało to zbyt dobrze.

- To spotkanie tylko potwierdziło walory i mankamenty naszej reprezentacji. Zawodnicy pokazali, że dobrze, a nawet bardzo dobrze radzą sobie w ofensywie, ale tylko przy grze z kontry, bo z atakiem pozycyjnym nadal mamy spore problemy. Naszą największą bolączką wciąż pozostaje za to obrona, a zwłaszcza jej środek. Popełniamy błędy w ustawieniu i gubimy krycie, chociaż nie wiem, czy jest to dobre określenie, bo tego krycia czasami w ogóle nie ma. Koreańczycy mieli po rzutach rożnych ogromną swobodę w oddawaniu strzałów. A w drugiej połowie, kiedy nasi zawodnicy opadli z sił, był to mecz Błaszczykowski kontra Korea - mówi Bogusław Kaczmarek, asystent poprzedniego selekcjonera Leo Beenhakkera.

Dodajmy straszliwą wprost niemoc Polaków przy stałych fragmentach gry pod bramką rywali. Choć przecież mamy w kadrze piłkarzy, którzy w lidze potrafią strzelać w takich sytuacjach gole (Perquis, Wojtkowiak, Dudka, Lewandowski). - We współczesnej piłce stałe fragmenty decydują o wynikach najważniejszych spotkań. Przypomnijmy sobie choćby zwycięstwo Hiszpanii nad Niemcami podczas ostatniego mundialu w RPA. To trzeba ćwiczyć. Nie dwa tygodnie przed Euro, tylko już. Jak najwięcej i jak najczęściej - mówi Gilewicz.

Kolejny sprawdzian kadry we wtorek. W niemieckim Wiesbaden, gdzie zagrają z... Białorusią. Można spodziewać się przynajmniej jednej zmiany w składzie, bo do zespołu dołączył nieobecny w Korei z powodu kontuzji Łukasz Piszczek.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gol24.pl Gol 24