Szybka kontra: A u nas nadal "bida" [KOMENTARZ]

Sebastian Czapliński
Zima trwa w najlepsze. Do półgodzinnego skrobania szyb w każdy poranek, przywykł już chyba każdy z nas. Powoli zaczynamy przyzwyczajać się także do tego, że w naszej lidze, żadnemu w miarę poważnemu zawodnikowi, nie chce się grać. Jest duża szansa, że na wiosnę, frekwencja na stadionach będzie jeszcze niższa, niż miało to miejsce jesienią. Niemożliwe?

Nie lubię wyliczanek, ale niestety od niej muszę zacząć: Milik, Traore, Melikson, Sernas, Piech, Wolski, Cani, Jeleń… To nazwiska piłkarzy, których na wiosnę, nie będzie nam już dane oglądać na ekstraklasowych boiskach. Osiem naprawdę poważnych nazwisk (tak, nawet Sernas, który już zdołał wpisać się na listę strzelców w lidze tureckiej, i Jeleń to jak na warunki naszej ligi "poważne nazwiska"). Teraz skonfrontujmy to z tymi, którzy zostali i ewentualnie mogą równać się poziomem z tymi, którzy odeszli: Sobota (może odejść), Wszołek (mógł i dalej może odejść), Pawłowski, Teodorczyk, Ljuboja, Kosecki, Radović, Dwaliszwili. Okazuje się więc, że Ekstraklasa straciła około 50% ze swojej jakości. Oczywiście za pieniądze, za które polscy prezesi (a ostatnio nie są to małe sumy) mogliby sprowadzić innych, podobnych pod względem poziomu piłkarzy. Tych piłkarzy się nie kupuje, bo jak się okazuje, kluby są zmuszone do łatania swoich dziur budżetowych (jak nie dziury w drogach, to w budżetach – oto Polska właśnie).

Zasadnicze pytanie? Skąd biorą się te owe dziury w budżetach? Odpowiedź jest banalna. Nasi kopacze zarabiają nieadekwatne kwoty, do prezentowanego przez siebie poziomu. Ot cała filozofia! Przykład? Kilku rezerwowych piłkarzy jednego z czołowych polskich klubów, zarabia od 20 do 40 tys. zł miesięcznie. Rozumiecie? Siedzicie na ławce rezerwowych, spędzicie w ciągu dnia kilka godzin (i nie jest to 8, czy 12 godzin ciężkiej pracy) na treningu w swoim klubie i inkasujecie kwotę 20 tys. złotych w ciągu miesiąca. Większość Polaków nigdy nie miało, albo nie będzie miało takich oszczędności na swoim koncie (przeciętny Kowalski, gra w „Kaskadę” i liczy na to, że wygra chociażby tysiaka).

Przypomniała mi się pewna sytuacja, która spotkała mnie, podczas krótkiej rozmowy z Pawłem Kukizem. Uznałem, że jeżeli jest fanem piłki nożnej, to może porozmawialibyśmy o polskich piłkarzach. W odpowiedzi usłyszałem – „Mam w dupie polskich piłkarzy! W przeciwieństwie do nich, ja ciężko pracuję!”. Nie wiem jak ciężko pracuje Pan Paweł, bo życie muzyka, chyba też nie jest jakoś cholernie ciężkie, ale jego słowa utwierdziły mnie w przekonaniu, jak odbierany jest polski piłkarz przez nasze społeczeństwo. Chociaż z drugiej strony, dlaczego miałby być odbierany inaczej, skoro typowy polski piłkarz: wykłóca się o bilety na mecz dla swojej rodziny, udaje kozaka, a jak przyjdzie co do czego, to nie potrafi stanąć murem przeciwko usunięciu „orzełka” ze strojów reprezentacyjnych, a na najważniejszej imprezie piłkarskiej w dziejach naszego narodu, nie potrafi wygrać w grupie ani jednego spotkania, zajmując w niej ostatnie miejsce. Sorry, ale takie są fakty.

Podoba mi się pomysł, na jaki swego czasu wpadli Cypryjczycy. Kiedy przegrywali w meczach pucharowych z zespołami z Luksemburga, Malty, czy Armenii, doszli do wniosku, że piłkarze z ich kraju nie zasługują na zarobki, jakie dotychczas otrzymują, bo po prostu nie prezentują odpowiedniego poziomu. Obniżono więc wynagrodzenia wszystkim graczom pochodzącym z Cypru, przez co można było pozwolić sobie na ściągnięcie do swoich klubów piłkarzy z zagranicy, którzy jednak grali na zupełnie innym poziomie, niż ich rodacy, przez to inkasowali też zupełnie inne sumy, niż zawodnicy pochodzący z Cypru. W taki oto sposób, APOEL gra dzisiaj w ćwierćfinale LM, a polskie kluby, od czasów debiutu (!) Adama Małysza w zawodach PŚ, nie potrafią się do niej zakwalifikować. Ha, to jest dobre! Osoby, które za niedługo, będą kończyć 18 lat, nie miały w swoim życiu możliwości zobaczenia w akcji polskiego klubu podczas rozgrywek Champions League. Przecież to jest jakiś dramat! Ludzie! Gdzie my żyjemy?! Uznajemy się za wysoce rozwinięty kraj, a już nawet Białorusini, Węgrzy, Chorwaci, czy Słowacy grają w tych elitarnych rozgrywkach. Wszyscy, tylko nie my!

Ostatnio na łamach ekstraklasa.net, ukazał się mój wywiad z Andrzejem Strejlauem. Doszliśmy razem do wniosku, że dopóki właściciele polskich drużyn nie oddadzą w ręce zagranicznych inwestorów swoich zespołów, dopóty nie mamy co się łudzić, że będziemy liczyć się w Europie. Zresztą Pan Andrzej, trafnie zauważył, że ceny biletów na „spektakle” rozgrywane na polskich boiskach, także są wzięte chyba z kosmosu. Kiedy na Górniku Zabrze cenę za bilet ustalono na poziomie 5 zł, to stadion pękał w szwach i na każdym spotkaniu pojawiał się komplet 18 tys. ludzi. Teraz na nowych obiektach, mogących pomieścić ponad 40 tys. ludzi, ciężko zapełnić stadion chociażby w połowie. Dwa najważniejsze powody? Cena biletu i poziom prezentowany przez głównych „aktorów”. Gdybym miał zapłacić 60 zł za przedstawienie w teatrze, w którym na scenie pojawiłby się Szyc, Linda, Pazura i Lubaszenko nie miałbym z tym najmniejszego problemu. Gorzej jednak byłoby, gdyby za tą samą cenę zaoferowano mi przedstawienie, w którym biorą udział podrzędni aktorzy z wadą wymowy, którzy mimo iż staraliby się ze wszystkich sił i tak nie wypowiedzieliby zdania – „No to cóż, że ze Szwecji”. Pewnego poziomu nie przeskoczą, tak jak i nie przeskoczą niektórzy polscy piłkarze…

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gol24.pl Gol 24