Tomasz Brzyski w ogniu pytań Ekstraklasa.net: Na całowanie herbu i "elki" trzeba zasłużyć (cz. 2)

Marek Koktysz
Tomasz Brzyski
Tomasz Brzyski sylwester wojtas
W drugiej części naszego obszernego wywiadu z najlepszym asystentem ligi, Tomaszem Brzyskim, rozmawialiśmy o nim samym, planach na przyszłość, przejściu do Legii, a także trochę o przeszłości klubowej. Zapraszamy do lektury!

Czytaj pierwszą część wywiadu!

Mam przyjemność z legionistą czy tylko piłkarzem Legii?
Na razie z piłkarzem Legii. Jestem za krótko tutaj, żeby związać się z tym klubem tak, żeby być legionistą. Na to trzeba pracować. Jeszcze się nie czuję legionistą i jeżeli pogram dwa czy trzy lata w tym klubie, to może się to zmieni. Jak na razie jestem tylko zawodnikiem i nie chciałbym mówić, że zagrałem rok czasu i już jestem takim legionistą jak Radović. On gra tutaj już siedem lat. On może się tak tytułować, zasługuje na to. Grał bardzo długo w klubie i oddał dla niego serce. Mi jeszcze daleko do tego.

Pytam o to dlatego, że powiedziałeś między innymi „gdybym pograł dwa, trzy lata w tym klubie...”, ale w żadnym dotychczasowym klubie nie spędziłeś więcej czasu.
Trzy lata chyba najwięcej. W Polonii.

Tak jest.
Ja zawsze powtarzam, że to jest nasza kariera, nasza praca i czasami kibice mają nam do zarzucenia to, że odchodzimy, nie przywiązujemy się. Do każdego klubu, w którym grałem, mam szacunek, bo jakby nie patrzeć, jakieś doświadczenie wynosiłem ze wszystkich. Mam do nich szacunek, bo oni mi coś dawali, ja im też – swoją pracą i grą. Mam szacunek, ale nie przywiązuję się tak do klubów, bo... przykładowo tak jak było z Ruchem. Wiedziałem, że jest to fajny klub, wspomnienia stamtąd mam bardzo dobre, ale wiedziałem, że nadejdzie taki moment, że będę musiał odejść i tak się stało. Niektórzy kibice mieli mi do zarzucenia to, że odchodzę, i że „poleciałem na kasę”, jak to się mówi. Wiadomo – ma się swoją rodzinę, w piłkę wiecznie grać nie będę, więc nie ukrywam, bo jestem szczerym człowiekiem, że zależało mi też na pieniądzach. Zaproponowano mi dobry kontrakt i ciężko było nie skorzystać z takiej okazji. Ale szacunek mam do każdego klubu, do Polonii tak samo. Grałem tam trzy lata, a też nie przywiązałem się tak. Związany to jestem z klubem z miejsca skąd pochodzę, czyli z Lublinianką. Tam się szkoliłem od małego i wychowywałem. Dla mnie to na razie jest jedyny klub, z którym się związałem, bo jestem ich wychowankiem. Wspomnienia, wychowywanie – to jest jedyna taka drużyna.

Zapewne mało kto Ci tę Lubliniankę jeszcze przypomina.
To nie jest duży klub. Najwyżej grał chyba w drugiej lidze. Ale to jest mój klub, skąd pochodzę i ja się nie wstydzę, że grałem tam w czwartej lidze.

Wiadomo, niewielu jest takich, którzy zaczynają od razu wysoko.
Dokładnie. Ja się cieszę, że pochodzę z takiego klubu. Jestem z Lublina i się cieszę, że mogę reprezentować to miasto, bo wiadomo, że u nas na lubelszczyźnie nie ma za dużo piłkarzy, którzy wybili się gdzieś wyżej. Zwłaszcza teraz jest nas mało, bo jest Efir tutaj w Legii i ja oraz chyba Pawelec z Łęcznej. A tak to nie widzę innych z lubelszczyzny w Ekstraklasie. Dlatego cieszę się, że mogę reprezentować Lublin swoją osobą.

Nie obawiasz się, że możesz dostać łatkę najemnika?
Z klubami się nie związuję, ale jakbym pograł kilka lat w jednym, to może inaczej na to bym patrzył. Ja też mam szacunek do kibiców. Od nich mogę go zdobyć grając na boisku i pokazując swoje umiejętności... Ja osobiście, przychodząc do Legii, nie wyobrażam sobie, żeby po pół roku całować herb, bo to też mi nie przystoi, trzeba mieć szacunek do tego klubu. Przychodzę i po pół roku już mam całować herb? Nie, bo trzeba zasłużyć sobie na to, żeby takie rzeczy robić czy pokazywać „elkę”. Ja np. teraz też jeszcze nie pokazuję z szacunku do tego klubu, bo jestem tu za krótko i na pewno jeszcze długo pokazywać nie będę. Na ten szacunek trzeba sobie zasłużyć, a to, że w miarę dobrze pół roku zagrałem, to nie znaczy, że już mam całować herb i pokazywać „elkę”, bo muszę na to zasłużyć.

Ale do Żylety zawsze po meczu podchodzisz.
Tak, bo to są nasi kibice. Ja nie twierdzę, że ich nie lubię czy coś. Po każdym meczu trzeba się z kibicami spotkać.

Myślisz, że długo mogą Ci pamiętać to, że grałeś w Polonii? Nawet zakładając, że zostaniesz tu dłużej.
Jak tu przychodziłem, to myślałem sobie: "co to będzie". Wiadomo, że przyszedłem z klubu, którego kibice nienawidzą. Najbardziej ze wszystkich, bo to Legia i Polonia. Ale jak zdobędę szacunek kibiców, to pewnie zapomną o tej Polonii. Pokażę swoją dobrą grę i będą o mnie myśleć tylko jak o zawodniku, który daje serce i zaangażowanie na boisku. Wiadomo, przyszedłem z Polonii, ale nie miałem żadnych sytuacji, żeby ktoś mnie z tego powodu zaczepił.

To od strony kibiców Legii, a Polonii? Były jakieś zaczepki, groźby?
Kilka razy było. Jak przyjechałem na mecz, to śpiewali na mnie, wyzywali. Źle się z tym czułem, bo jednak coś temu klubowi dałem, spędziłem tam trzy lata. Ja zawsze miałem szacunek do tego klubu i myślałem, że tak samo będzie z kibicami. Jak tam grałem, to nie zarzucali mi tego, że nie byłem zaangażowany. Oddawałem tam tak samo serce, ale były wyzwiska, strasznie, że jak mnie spotkają gdzieś tam na mieście, to dostanę parę batów. Ja tam się tego nie bałem, bo może jestem mały, ale jeżeli by ktoś chciał mnie uderzyć, to ja mam ręce i na pewno bym się bronił i nie dałbym sobie w kaszę napluć. Akurat jestem zadziorny i tego bym nie zostawił.

Sporo Was teraz takich w Legii. Bartkowi Bereszyńskiemu grozili, że jak wróci do Poznania, to go połamią, z Polonii jest jeszcze Władimer Dwaliszwili, no i Tomek Jodłowiec w sumie też, chociaż nie przyszedł bezpośrednio z Konwiktorskiej.
Ale najwięcej to mi jednak zarzucają, bo „Lado” to obcokrajowiec. Najwięcej to chyba jednak mi się dostało za to, że odszedłem z Polonii do Legii.

No i Bartkowi Bereszyńskiemu też dosyć mocno.
Tak, bo wiadomo, że Lech tutaj też lubiany w Warszawie nie jest.

I przede wszystkim Legia w Poznaniu.
No tak, ale nic, trzeba sobie z tym radzić. Jest to przykre, że coś się dla tego klubu zrobiło, a później ktoś nie ma szacunku do tej osoby. Ja też nie zapomnę szybko, że grałem w Polonii, bo trzy lata to jest dużo czasu, ale kibice mają swój wybór. Jedni mogą mówić, że fajnie, że grałem u nich i będą mnie pamiętać, a drudzy będą bluzgać i tyle.

Taka już specyfika tego sportu. A zostawiając sferę kibicowską, to przeskok z Polonii do Legii był dla Ciebie duży? Nie da się ukryć, że to od paru lat są dwa różne poziomy.
Bardzo duży przeskok! Zwłaszcza od strony marketingu i tego wszystkiego, co się dzieje wokół. Tutaj jest wszystko bardzo poukładane, profesjonalnie. W końcu mogę powiedzieć, że trafiłem do takiego klubu, gdzie nie muszę się o nic martwić. Wychodzę na boisko i martwię się tylko o to, żeby forma była. A w Polonii było tak, że musieliśmy wynajmować boiska, jeździć na nie, a jeszcze były to takie boiska, że czasami to się odechciewało w ogóle treningu. To było ciężkie, bo chciałoby się zostać, poćwiczyć jakiś element, w którym można coś poprawić. Na to nie było czasu, bo boisko było wynajmowane na półtorej godziny i trzeba było po tym czasie schodzić. Czasami trener chciał zrobić dłuższy trening, a nie można było.

Co tu dużo mówić, na poziomie Ekstraklasy, to jest śmieszne.
No właśnie, to było ciężkie. To był taki problem, że trzeba było myśleć, że znowu trzeba jechać na trening, znowu się w klubie przebrać, wsiadać w autokar i jechać na boisko, nie wiadomo jakie, bo jak np. deszcz padał, to nie wpuszczali nas na jakieś boisko, więc trzeba było innego szukać i tak żeśmy jeździli. To nie służyło też nam, bo takie jeżdżenie to... Krótko mówiąc, zawsze chciałoby się tak, jak w Legii. Siedzi się w szatni, zrobi się trening, można iść odnowę zrobić, masaże, wszystko, a w Polonii to na wariackich papierach. Szybko się przebierać, bo już trzeba jechać na boisko...

Brzmi trochę tak "podwórkowo".
Dokładnie. To był problem, którego tutaj nie ma. Cieszy to, że istnieje taki klub, jak Legia, który ma wszystko poukładane. Nie ma co ukrywać, że jest to najlepszy klub w Polsce. Ja to mogę potwierdzić. Wcześniej tylko tak słyszałem, a teraz mogę w stu procentach potwierdzić, że jest to najlepszy klub w Polsce. Ma wszystko poukładane i naprawdę zasługuje na to, żeby grać w Lidze Mistrzów, co mam nadzieję w końcu przyjdzie.

Przejście do takiego giganta na polskim rynku nie jest łatwe. Mówiono, że to mogą być dla Ciebie trochę „za duże buty”, ze względu na wiek i osiągnięcia. Motywowało Cię takie gadanie?
Motywowało. Ja, jak sobie postawię jakiś cel, to dążę do niego. Czytało się takie rzeczy, że Brzyski się nie nadaje do Legii. Ciężki okres miałem przez te pół roku, bo duży klub, inaczej się na wszystko patrzyło, człowiek musi się przyzwyczaić do tego otoczenia, tej otoczki całej. Obserwowałem zachowania zawodników, kolegów. Potrzebowałem czasu, żeby złapać ten rytm szatni i klubu. No i czytałem te opinie, że to jednak za wysokie progi dla mnie, ale ja wierzyłem w swoje umiejętności, bo je znam i wiem, że dużo potrafię. Potrzebowałem czasu i te pół roku dawałem sobie na to, żeby zrobić wszystko, aby wywalczyć miejsce w podstawowym składzie. I tak się stało. Dążyłem do tego. Nie jestem taki, że na treningach się załamuję, chodzę ze spuszczoną głową. Zawsze jestem w stu procentach zaangażowany i robiłem swoją robotę, to co mi trener kazał, więc też treningami pokazywałem, że miejsce w podstawowym składzie jest coraz bliżej. W końcu przyszedł ten moment, że dostałem swoją szansę i ją wykorzystałem, przynajmniej w jakimś stopniu.

Na początku chyba nie było łatwo, bo trafiłeś na swojej pozycji akurat na etatowego zawodnika i Legii, i reprezentacji Polski w tym okresie.
Przychodząc tutaj też o tym myślałem, ale ja nie boję się wyzwań i rywalizacji. Trener Urban stawia na zawodnika, który jest w lepszej formie.

Tylko, że w przypadku Kuby Wawrzyniaka ta opinia nie ma przełożenia. Bo on był właśnie często wystawiany nawet, jak nie miał tej formy. Dlatego akurat lewa obrona mogła być tak ciężka do wywalczenia.
Może nie grał za rewelacyjnie, ale za to solidnie. Dlatego trener na niego cały czas stawiał. Też widział mnie na treningach, jak wyglądam i może stwierdził, że jednak potrzebuje jeszcze tego czasu, żeby wskoczyć do składu. Trener też analizuje wszystko. Obserwuje jak się zachowujemy na treningach. Może myślał sobie, że jeszcze nie czas, że „poczekajmy trochę”. W tamtej rundzie [po przyjściu zawodnika do Legii – przyp.red.] zagrałem bodaj siedem meczy i tylko w pucharach, co też nie wyglądało za dobrze.

Analogicznie może być w reprezentacji Polski? Bo od nowego trenera też dostałeś szansę, powołanie. Co prawda nie zagrałeś dużo w meczach towarzyskich, ale jednak. Dostałeś sygnał, okazało się, że lewa strona to nie jest domena tylko Wawrzyniaka.
Powiem tak, jak przychodziłem tu, to spodziewałem się, że będę mógł grać na dwóch pozycjach, bo i na lewej obronie i pomocy. Zresztą... tu Kosecki, też reprezentant, tam Wawrzyniak, także ciężko miałem (śmiech). Ale ja lubię podejmować wyzwania i to było moje największe jak do tej pory, żeby wywalczyć sobie miejsce w pierwszym składzie Legii. Doszedłem do tego swoją pracą i zaangażowaniem na treningach. A wracając do kadry, to dostałem szansę. Myślałem, że dostanę więcej czasu i to na tej pozycji, na której już przyzwyczaiłem się grać, czyli lewej obronie. Trener wystawił mnie na lewą pomoc, dostałem 15 czy 20 minut, w drugim meczu troszeczkę mniej, ale robię wszystko, żeby jeszcze dał mi szansę i będę chciał ją wykorzystać. Jak będzie, to tylko ode mnie zależy.

Lepiej się czujesz na lewej obronie czy pomocy? Bo teraz trochę Tobą lawiruje trener Urban, w zależności od tego jaka jest sytuacja kadrowa.
Zgadza się, bo pewnie jeżeli byłby Kosecki zdrowy i Żyrko, to pewnie grałbym, gdybym był w dobrej dyspozycji, na lewej obronie. A tak z konieczności musiałem grać kilka meczy na lewej pomocy. Nie jest to dla mnie jakaś nowość, bo już tam grywałem. Trzeba jakiegoś tam czasu, żeby przyzwyczaić się i przypomnieć sobie zasady, jakie obowiązują w pomocy, bo wiadomo, że w obronie jest się przodem do bramki przeciwnika i widzi się całe boisko, a grając w pomocy większość czasu gra się tyłem do bramki rywala. Są inne założenia taktyczne, więc trzeba sobie to przypomnieć. Wolałbym jednak zostać już na obronie, bo przyzwyczaiłem się do tej pozycji. Jak jestem dobrze przygotowany, to mogę latać od bramki do bramki i jestem pomocny w przodzie i w defensywie. Lewa obrona mi pasuje i tam chciałbym grać.

Jak będziesz się trzymał tak dobrze, jak w tej rundzie, to rzeczywiście możesz biegać od bramki do bramki.
(śmiech)

Nie licząc urazu oczywiście, ale faktycznie mogłeś biegać od bramki do bramki, jakbyś dostał kubełek witamin od Kazka Węgrzyna.
Po prostu dobrze przepracowałem okres przygotowawczy. Byłem dobrze przygotowany i dobrze się czułem, bo to jest najważniejsze. Jak zawodnik jest dobrze fizycznie przygotowany, to inaczej myśli, wie jak może się włączyć do przodu, że może biegać i się nie męczy, to sprawia przyjemność. Jeżeli jest słabo przygotowany, to będzie się męczył i już nie da tyle drużynie. To jest bardzo ważny element.

Źródłem tej dobrej kondycji jest dobre żywienie, jakieś wsparcie poza klubem?
Mamy swojego dietetyka tutaj w klubie, ale też w domu staram się jeść zdrowo. Wiadomo, czasami, żeby się wyluzować...

Cheesburger się przydarzy.
Wiadomo, czasem się coś zje... jakiegoś cheeseburgera na przykład. Ale ograniczam to. Słodycze na przykład. Jem ich mało i czy by były, czy nie, to żadnej różnicy mi to nie robi.

To teraz będzie fit Wigilia czy raczej tradycyjnie?
Nie, na Wigilię to sobie pofolguje i na pewno te wszystkie dania, które teściowa przygotuje, spróbuję. A od stycznia już wiadomo... dieta, to co zaleci na dietetyk. Chociaż ja się z nią nie męczę, bo da się zjeść i to są takie rzeczy, które lubię, czyli makaron i kurczaki które uwielbiam, także mi to pasuje. O, sałata tak samo! Różne warzywa czy owoce też bardzo lubię, także mogę na tym jechać (śmiech).

Wspomnieliśmy wcześniej, że masz już 31 lat. Poza Polskę jeszcze nie wyjechałeś. Dopuszczasz jeszcze myśl, że możesz spróbować piłki w innym kraju?
Nie no, na pewno każdy chciałby wyjechać, ale ja już o tym raczej na poważnie nie myślę. Może gdzieś tam przechodzi myśl, że mógłbym. Jak się patrzy na tych zawodników [z zagranicy – przyp.red.] i się grało przeciwko nim... no, nie odstawałem, ja miałem takie wrażenie, a oni jakoś się tam przebili do Europy, za granicę, np. Mierzejewski. No i gdzieś tam jakieś myśli się pojawiły, ale tak żeby się pchać gdzieś na siłę za granicę, to nie. Gram w Legii i jestem zadowolony, że mogę grać w takim klubie w Polsce. Wiadomo, że w Ekstraklasie... no, to gdzie mógłbym tu grać?

W zasadzie wszędzie indziej, to byłby spadek.
Dokładnie. W Polskę poszedłbym dopiero, jakby Legia już mnie nie chciała, bo jeżeli ktoś chciałby mnie kupić z polskiej ligi, to bym się nie zgodził na to, bo nie chciałbym. Legia jest najlepszym klubem w tym kraju i tu bym chciał zostać i grać, a jeżeli za granicą by się jeszcze jakiś klub trafił, to byśmy to rozważyli, bo wszystkie propozycje trzeba rozważyć. Ale ja o tym nie myślę. Teraz mamy wolne i skupiam się na tym, żeby odpocząć i wrócić w styczniu naładowany pozytywną energią, żeby zdobyć kolejne mistrzostwo. Bo nie ukrywam, że tak w połowie jestem mistrzem Polski, bo tylko jedna runda i za dużo też nie dałem drużynie w zdobyciu tego mistrzostwa. Teraz gram i mam nadzieję, że będę grał też w przyszłej rundzie i pomogę już pełną parą w zdobyciu tego mistrza.

Mówisz, że jakby się pojawiła jakaś oferta zza granicy, to byś to rozważył. Co mogłoby Cię przekonać do zmiany klubu?
Mam menadżera i my zawsze sobie tłumaczymy, że trzeba każdą propozycję przejścia z klubu do klubu przemyśleć. Na pewno, jeżeli ktoś by się zgłosił, byśmy sobie siedli razem z agentem i rozważyli czy jest to dla mnie dobre, czy jest to coś, czego bym chciał. Na razie nie chce o tym myśleć, bo chce się skupić na grze w Legii. W ogóle nie myślę o wyjeździe za granicę.

Młody zawodnik może bardziej myśleć, że kwestie finansowe będą drugorzędne, a żeby klub był na jakimś fajnym poziomie...
Teraz jest chyba odwrotnie, że Ci młodzi chcą od razu wyjeżdżać za granicę i zarabiać duże pieniądze.

Ale jeśli mają dobrego agenta, to ich jeszcze naprostuje. Natomiast w pewnym wieku aspekty piłkarskie mogą ustąpić tym ekonomicznym. Ty, na który aspekt bardziej byś teraz patrzył?
W tym wieku, to już zarobkowy. W styczniu będę miał już 32 lata. Ja zawsze byłem szczery i nie ściemniam. Bo o niektórych się mówi, że gra dla przyjemności, że to jego pasja... oczywiście, to jest moja pasja, ja to bardzo kocham i cieszę się, że mogę grać w piłkę, ale też się gra dla pieniędzy. Gram i ktoś mi za to płaci. Jestem szczęśliwy, że robię to co lubię i kocham, a przy okazji zarabiam pieniądze. W wieku 32 lat myśli się już bardziej o tym, żeby coś tam odłożyć, bo wiadomo... grać wiecznie się nie będzie i ten czas nieubłaganie, ale ucieka. Wiem, że jeszcze trzy latka można pograć na niezłym poziomie, ale na razie o tym nie myślę.

Ciągnąc temat transferów, prezes Leśnodorski mówił, kiedy już byłeś w Legii, że na wszystkich zawodników są oferty – poza Sulerem. Natomiast na resztę podobno były. Miałeś jakiś kontakt w tej sprawie?
Nie, do mnie nic nie dotarło, do mojego agenta tak samo.

Czyli mogło zatrzymać się na Legii? Może na jakimś zapytaniu, czymś nieoficjalnym?
Możliwe, możliwe, że tak było. Ale kto się będzie o mnie pytał, jak mam 32 lata? Stary zawodnik, kto takiego chce?

Ktoś tam może chcieć.
No są tacy. Wiadomo, że z 32-latkiem, to na ile można kontrakt podpisać? W Legii gram, mogę przez trzy lata grać na dobrym poziomie, jak będę w dobrej formie, ale ktoś już może na to inaczej patrzeć – ma 32 lata, to gdzie my go będziemy brać do Europy, jak chcemy walczyć o Ligę Mistrzów czy Europy? Po co nam taki zawodnik?

Mówisz, że jeszcze trzy latka można pograć, a potem? Co poza piłką? Masz już jakieś plany na przyszłość?
Coś tam myślę. Może się zajmę menadżerką, bo z moim agentem [Jarosławem Kołakowskim – przyp.red.] już o tym rozmawialiśmy. Jest jakiś plan, także zobaczymy.

Ale raczej w tym kierunku?
Raczej tak, bo lubię to i może mi pomoże w tym kierunku. Jestem z nim już kilka lat, także ja jestem z niego zadowolony, on ze mnie, pewnie tak samo, w jakimś stopniu jest zadowolony. On jest bardzo dobrym agentem, więc może gdzieś mnie tam wkręci w swoje szeregi.

A jak u Ciebie z technologiami XXI wieku? Facebook, Twitter?
Nie. Wiadomo, że jakieś grzebanie po Internecie, to tak, ale Facebook mnie nie interesuje. Zresztą mam się kim zająć, bo mam synka, który 23 grudnia kończy dwa lata, więc jest przy nim dużo roboty.

Czyli Facebooka ewentualnie dopiero on będzie miał założonego?
Pewnie tak. Ja nie mam na to na razie czasu.

W ślady Kuby Rzeźniczaka pójść nie zamierzasz? On jest bardzo aktywny w mediach społecznościowych.
Widzę, ale to nie jest moja bajka, żeby siedzieć cały czas na telefonie czy przy komputerze. Orientuje się czasami, bo tam trzeba chyba opowiadać te swoje historyjki?

W zasadzie różne rzeczy można tam robić.
No właśnie, a on [Rzeźniczak – przyp.red.] siedzi i cały czas pyka. Mówię mu: „Zostaw już ten telefon, bo palce Cię będą boleć od tego pykania!”, a on cały czas w tym telefonie, kiedy tylko ma chwilkę, to zdjęcia sobie pyka i wysyła. Jeżeli jego to kręci... mnie to zupełnie nie wciągnęło.

Jest to też pewna forma wyjścia do fanów.
Zgadza się. On jest akurat takim otwartym człowiekiem. Ja nie wiem czy bym potrafił tak...

Wrażenia zamkniętego nie sprawiasz.
No nie, ale tak pokazywać wszystko, co dzieje się w moim życiu osobistym, to raczej odpada.

Rozmawiał Marek Koktysz / Ekstraklasa.net

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gol24.pl Gol 24