Tyszanie pokonali Raków

Patryk Trybulec/Dziennik Zachodni
GKS Tychy 1:0 Sandecja Nowy Sącz (Puchar Polski)
GKS Tychy 1:0 Sandecja Nowy Sącz (Puchar Polski) Michał Dominiec
Niektórzy obserwatorzy sobotniego spotkania pomiędzy GKS-em Tychy a Rakowem Częstochowa zastanawiali się, czy w roli gospodarzy na pewno występuje drużyna trenera Adama Noconia. Może to już przyjechał Lech Poznań? - zastanawiano się na trybunach.

Oczywiście porównywanie tyszan do mistrza Polski to spora przesada, ale ich gra rzeczywiście mogła się podobać.

Spotkanie rozpoczęło się od ostrego uderzenie GKS-u. Już w trzeciej minucie za sprawą dwóch Krzysztofów gospodarze wyszli na prowadzenie. Doskonałe, prostopadłe podanie Bizackiego wykorzystał Zaremba, który bez większych problemów pokonał Mateusza Kosa. Chwilę później napastnik mógł dołożyć kolejne dwa trafienia. Ale najpierw w sytuacji sam na sam nie zdołał opanować piłki, a następnie po rzucie rożnym jego strzał w ostatniej chwili został zablokowany przez jednego z obrońców. - Dobrze się rozumiemy z Bizackim. Wiedziałem, że dostanę dokładne podanie i tak też się stało - relacjonował strzelec pierwszego gola.

Szybko zdobyta bramka była konsekwencją zbyt odważnej gry defensywy gości. - Mecz przegraliśmy już w pierwszych minutach. Obrońcy wychodzili wysoko, chcieli łapać rywali na spalone. Ale my tego nie pot... nie powinniśmy robić - relacjonował trener Rakowa Jerzy Brzęczek. - Widzieliśmy, że ten sezon będzie trudny. Mamy młodą drużynę, ale potencjału jej nie brakuje. Myślę, że realizacja celu, czyli zajęcia 10-11 miejsca, jest w naszym zasięgu - dodał szkoleniowiec częstochowian.
Trzeba jednak przyznać, że tyszanie jego młodym zawodnikom poprzeczkę postawili naprawdę wysoko. Jeszcze przed przerwą piłkarze trenera Noconia stworzyli kilka dogodnych sytuacji. Dwukrotnie próbował bardzo aktywny w tym spotkaniu Bizacki, ale piłka po jego uderzeniach nie potrafiła znaleźć drogi do bramki.

Po zmienia stron tyszanie nadal walczyli o każdą piłkę i starali się konstruować ciekawe akcje. Głównym kreatorem gry znowu był Bizacki. Boiskowy weteran bramce gości starał się zagrozić w 68. minucie. Po ograniu całej defensywy gości dograł wzdłuż bramki, ale tym razem żaden z jego partnerów nie zdołał przeciąć podania. Dziesięć minut później znowu popisał się indywidualną akcją. Odzyskał piłkę w środku boiska i dograł do dobrze ustawionego Daniela Ferugi. Ten wbiegł z piłką w pole karne i uderzeniem z kilku metrów ustalił wynik spotkania. - Najbardziej cieszę się z tego, że stwarzamy sytuacje. Może nie wszystkie wykorzystujemy, ale to jest klucz do sukcesu - relacjonował Bizacki, który co prawda bramki nie strzelił, ale zapisał na swoim koncie dwie asysty.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gol24.pl Gol 24