Widzew pewnie wygrał z Cracovią. Czerwona kartka dla Pilarza ustawiła mecz (ZDJĘCIA)

Daniel Kawczyński
Widzew Łódź wygrał 2:0 z Cracovią po golach Eduardsa Visnakovsa i Povilasa Leimonasa. Mecz bardzo dobrze ułożył się dla łodzian, którzy już od 14. minuty grali z przewagą jednego zawodnika po czerwonej kartce dla Krzysztofa Pilarza. Podopieczni Artura Skowronka po niedzielnym zwycięstwie tracą do bezpiecznego, 14. miejsca już tylko trzy punkty.

Cracovia nie wygrała meczu od dwóch spotkań i nad strefą spadkową miała tylko pięć punktów przewagi. By oddalić widmo degradacji musiała bezwzględnie pokusić się o zwycięstwo, ale zamiast od razu przycisnąć, narobiła sobie wielkiej biedy. Po dwudziestu minutach nie dość, że grała w osłabieniu, to jeszcze trener Wojciech Stawowy musiał wykorzystać dwie zmiany.

W 14. minucie Marcin Kaczmarek uwolnił się spod opieki obrońców i wypatrzył kompletnie niepilnowanego Mateusza Cetnarskiego. Pomocnik gospodarzy miał zamiar natychmiast ruszyć w kierunku bramki. Nie zdążył. Krzysztof Pilarz tak bardzo chciał zażegnać niebezpieczeństwo, że bezpardonowo wpadł w nogi przeciwnika tuż przed polem karnym. Efekt nie mógł być inny. Czerwona kartka dla Pilarza i konieczność pierwszej zmiany (Matko Perdjić wszedł za Vladimira Boljevicia). Jakby tego było mało, chwilę później kontuzji nabawił się Sławomir Szeliga.

Cracovia, która już na samym początku spotkania znalazła się w sytuacji nie do pozazdroszczenia, była niezwykle łakomym kąskiem dla walczących o życie gospodarzy. Widzewiacy okazji, by pogrzebać gości mieli co niemiara. W 24. minucie płaskie podanie Cetnarskiego z prawej strony przeszło wszystkich obrońców w polu karnym. Eduards Visnakovs miał przed sobą tylko pustą bramkę. Wydawało się, że za chwilę trafi do siatki, tymczasem skierował piłkę wprost w bramkarza. Tego nie dało się spartaczyć. Pięć minut później łotewski snajper znów przyprawił kibiców o ból głowy. Po indywidualnej akcji Kaczmarka w polu karnym, miał czystą sytuację pięć metrów od bramki. Jednak ponownie się pomylił.

W przypadku Widzewa powiedzenie do trzech razy sztuka znalazło potwierdzenie. Visnakovs miał trzecią stuprocentową szansę, którą tym razem wykorzystał. W polu karnym umknął uwadze defensorów i ze spokojem zamienił na bramkę płaskie dogranie Kaczmarka z lewej strony.

Do przerwy widzewiacy byli wyraźnie lepsi od krakowian. Spokojnie mogli prowadzić wyżej, gdyby Visnakovs należycie wywiązywał się z roli egzekutora. Łotewski snajper co prawda wpisał się na listę strzelców, lecz przeważnie albo źle uderzał, albo ekspediował futbolówkę Panu Bogu w okno.

Popularne „Pasy” zawodziły kibiców na całej linii. Na tle teoretycznie najgorszego przeciwnika w lidze, sami wyglądali jak totalny słabeusz. W głowach nie świtał zupełnie żaden pomysł na grę ofensywną. Każda próba zrywu umierała w zarodku. Łódzcy obrońcy w zasadzie nawet się nie napocili, Cracovia sama sobie strzelała w stopę.

Za to Widzew nie zwalniał tempa... Strzał z dystansu zza pola karnego omal nie zaskoczył Perdijicia, który chwilę później znalazł się w większych opałach. Na jego szczęście, Princewill Okachi minimalnie chybił dalszego słupka w sytuacji sam na sam. Nigeryjczyk miał prawo pluć sobie w brodę. Szanse, po prostopadłym podaniu Bartłomieja Kasprzaka, miał znakomitą.

Widmo utraty drugiej bramki, a co za tym idzie, kompletnego pogrzebania możliwości na wywiezienie choćby punkty, podziałała mobilizująco na ekipę Wojciecha Stawowego. Z każdą akcją coraz bardziej dochodzili do głosu, nacierali przeważnie prawą stroną boiska i prawie tymi środkami doprowadzili do wyrównania. Lewą stroną urwał się Adam Marciniak, futbolówka wleciała w pole karne, gdzie Saidi Ntibazonkiza przyjął nieczysto, ale na tyle skutecznie, że Sebastianowi Stebleckiemu wystarczyło z bliska tylko trącić piłkę, aby pokonać Patryka Wolańskiego. Młody bramkarz Widzewa nie dał się pokonać, w ostatnim momencie ofiarnie rzucił się z interwencją, zatrzymując zagrożenie idealnie na samej linii.

23-letni golkiper udowodnił dziś kibicom, dlaczego zasługuje na miejsce między słupkami. Gdyby nie on, Widzew prawdopodobnie znów wypuściłby prawie pewną wygraną. Dziewięć minut przed ostatnim gwizdkiem jak zawodowiec klasy światowej nie spanikował w trudnej sytuacji sam na sam z Dawidem Nowakiem. Cierpliwie wyczekał właściwego momentu, kładąc kres czarom przeciwnika.

Jasnych punktów Widzewa było więcej. Na medal zagrał Marcin Kaczmarek, często krytykowany za dużą niedokładność. Dzisiaj wychodziło mu wszystko. Uderzeniami ze skrzydeł wprowadzał Perdijicia w wielkie tarapaty. Widzew, mimo chwilowego zrywu Cracovii, konsekwentnie atakował. W 85. minucie zadał decydujący cios. Centrę Ałeksejsa Visnakovsa, przedłużył jego brat Eduards, a Povilas Leimonas wyskoczył jak z procy i głową podwyższył na 2:0. Oba zespoły miały w końcówce jeszcze okazje do strzelenia goli, ale wynik nie uległ już zmianie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gol24.pl Gol 24