Życie jak w Madrycie, czyli Real - Barcelona

Janusz Woźniak
Janusz Wożniak, publicysta Dziennika Bałtyckiego
Janusz Wożniak, publicysta Dziennika Bałtyckiego Polskapresse
Było kiedyś takie powiedzenie "życie jak w Madrycie". Przypomniało mi się, kiedy w sobotę oglądałem Grand Derbi czy Derby Europy jak kto woli. Futbol jak w Madrycie, w ten sobotni późny wieczór, to było coś, co można oglądać godzinami.

47 podań w 114 sekund wymienili piłkarze Barcelony, a ich rywalom z Realu kręciły się tylko głowy. To może nie był do końca galaktyczny futbol, bo błędy się też zdarzały, ale bez wątpienia to była inna piłka nożna, inna od tej, którą na co dzień oglądamy w kraju nad Wisłą. Tylko arbiter przypominał mi sędziów rodzimego chowu.

We wszystkich przepisach gry w piłkę nożną "stoi jak wół", że jeżeli interweniujący w polu karnym bramkarz nie dotknie piłki, a spowoduje przy tym upadek rywala, to musi być rzut karny. A w Madrycie nie było, chociaż interwencja Ikera Casillasa to był faul na Davidzie Villi, faul i rzut karny, którego arbiter meczu nie podyktował. 1:1 w Madrycie to dopiero przedsmak dalszych emocji z udziałem Realu i Barcelony. Już w środę finał Pucharu Króla, a za kilkanaście dni dwie kolejne potyczki w półfinale Ligi Mistrzów. Dobrze, że są takie mecze, dobrze, że są takie drużyny na świecie...

Jak się nie ma, co się lubi, to się lubi, co się ma. Powiedzenia są mądrością narodów i z takiego pewnie założenia wyszło ponad 36 tysięcy kibiców, którzy wybrali się w Poznaniu na Derby Polski - chociaż to chyba zbyt naciągana nazwa - aby obejrzeć klasyk polskiej ekstraklasy Lech - Legia. W skrócie było tak, że lepiej grała Legia, ale wygrał Lech. Lider z Krakowa wprawdzie nie zwalnia tempa - teraz każdy, kto przegra z Wisłą, dodaje, że przegrał z pewnym już mistrzem Polski - chociaż w sukcesie nad GKS Bełchatów krakowianie mieli dość nieoczekiwanego sprzymierzeńca. Bramkarz bełchatowian Łukasz Sapela pod Wawelem rozgrywał swój jubileuszowy 100 mecz w ekstraklasie. Tak się tym widać przejął, że zrobił w Krakowie dwa "babole", które w poprzednich 99 meczach mu się nie przytrafiały.

A co w Trójmieście? Lechia zremisowała, dość szczęśliwie, z Górnikiem w Zabrzu. Zdobyty punkt pozwolił jednak biało-zielonym pozostać w czołówce tabeli, a myślę, że najszczęśliwszym człowiekiem w gdańskiej ekipie był bramkarz Paweł Kapsa. Odspawany od ławki rezerwowej Kapsa był najlepszym zawodnikiem Lechii. I brawo! A na rywalizacji pomiędzy bramkarzami nikt przecież jeszcze nie stracił.

Na pochwały zasłużyli piłkarze Arki. Nie dość, że wreszcie wygrali, to jeszcze odrobili bramkowe straty z wyjazdowego meczu z Cracovią, co oznacza, że nad "Pasami" mają przewagę czterech w tabeli i jednego "w pamięci" punktu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gol24.pl Gol 24