Mecząca bezsilność Realu, rekord Barcelony

Marcin Gazda
Real Madryt zremisował sensacyjnie z Almerią 1:1 na Estadio de los Juegos Meditarraneos po golach Ulloya i Granero. Murowany faworyt tego spotkania zademonstrował kompletną bezsilność w ataku, a także galimatias w obronie i brak zorganizowania, zdecydowania i błyskotliwości w środku pola.

Pierwszy raz od dłuższego czasu Real rozgrywał swój mecz w kolejce ligowej przed Barceloną i miał dzięki spodziewanej wygranej zostać choć na chwilę liderem ligi hiszpańskiej. Przypuszczenia najbardziej poczytnego dziennika sportowego w Hiszpanii, Marki, zostały brutalnie zweryfikowane przez rzeczywistość.

Mecz zaczął się niemrawo. Obie strony w pierwszych minutach nie wykazywały większej inicjatywy i bramkarze nie mieli wiele pracy, a w przypadku Diego Alvesa strzały kierowane na jego bramki lądowały bez problemu jego rękawicach. Real miał okazję wstrzeliwać piłkę z rzutów rożnych, lecz oprócz dwóch groźnych strzałów Sergio Ramosa nic z tych stałych fragmentów gry nie wynikło. Real dominował przez większość spotkania i to właśnie w pobliżu pola karnego gospodarzy można było dostrzec piłkę, ale nie przynosiło to pożądanego przez Królewskich skutku.

Wejście Karima Benzemy za Kakę na początku drugiej połowy pomogło nieco w kombinacyjnej grze, ale zaraz chwilę po tym wobec nieroztropności obrony Realu Iker Casillas musiał wyciągać piłkę z siatki po strzale Ulloya poprzedzonym świetną akcją indywidualną aktywnego tego wieczora Piattiego.

Efektem straconej bramki były zmiany w Realu. Za słabego Marcelo wszedł Granero, a za Albiola - Carvalho. Niestety, ten drugi, nie zmienił jakości gry obrony Królewskich na lepszą. Wiele kiksów i nieporozumień z partnerami dały potwierdzenie tezy, że od ostatnich Gran Derbi forma Carvalho jest wspomnieniem i trzeba będzie jeszcze poczekać, aż pupil Jose Mourinho wróci do dyspozycji z początku bieżących rozgrywek.

W 77. minucie jednak padła bramka po składnej akcji Benzemy z Granero. Wychowanek Merengues silnym strzałem nie dał najmniejszych szans pewnemu tego dnia Diego Alvesowi. Realowi zostało niewiele czasu i bramka na pewno pomogła nabrać wiatru w żagle męczącym się tego dnia na boisku piłkarzom ze stolicy Hiszpanii.

W doliczonym czasie gry miały miejsce dwa rzuty wolne. Po pierwszym z nich piłka uderzona przez Ronaldo uderzyła w rękę Mbamiego. Kwestią sporną pozostaje to, czy zagranie to miało miejsce przed, czy w już w polu karnym. Perez Lasa jednak zarządził rzut wolny niemal z linii pola karnego. Piłka po strzale CR7 uderzyła w poprzeczkę i chwilę później sędzia zakończył mecz.

Patrząc okiem postronnego kibica mecz nie stał na wysokim poziomie. Brakowało składnych akcji i potwierdzenia, że na boisku, przynajmniej w obozie madryckim, biegają wielkie nazwiska. Jednak znów potwierdziła się stara prawda, że nazwiska nie grają i Real Madryt musiał zadowolić się jednym punktem zdobytym w wielkich męczarniach.

Słabszy dzień Realu bezlitośnie wykorzystała Barcelona, pewnie pokonując na Camp Nou Malagę 4:1. Dwie bramki strzelił David Villa, a po jednej - Andres Iniesta i Pedro. Na półmetku sezonu Katalończycy pobili rekord Primera Division - w 19 meczach zgromadzili aż 52 punkty (17 zwycięstw, 1 remis, 1 porażka). Poprzedni rekord - 50 punktów, z sezonu 2008/09, należał także do drużyny prowadzonej przez Pepe Guardiolę.

Po pewnej wygranej FC Barcelony, różnica między dwiema pierwszymi drużynami la liga wynosi już 4 punkty i może okazać się różnicą zbyt wielką, jeśli chodzi o walkę o mistrzostwo zawodników Jose Mourinho.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gol24.pl Gol 24