Na boisku gorąco zrobiło się w okolicach 14 minuty. Wówczas w pole karne Senegalu wpadł Atsu, który przewrócił się o wyciągnięte ręce rozpaczliwie interweniującego Bouny Coundoula. Sędzia nie miał innego wyjścia jak wskazanie na jedenasty metr. Do piłki podszedł Andrew Ayew i strzałem w środek bramki zapewnił swojej drużynie prowadzenie.
Ghana dominowała i w kolejnych minutach mogła podwyższyć wynik meczu. Szanse ku temu mieli Ayew czy Jonathan Mensah, ale za każdym razem coś stawało na przeszkodzie. Senegalczycy wyraźnie zaczęli się denerwować, o czym świadczy brutalny faul Ndoye na Atsu, za który sędzia pokazał mu tylko żółty kartonik. Jednak "Lwy Terangi" nie ograniczali się wyłącznie do defensywy i po akcji przeprowadzonej w 27. minucie mogli doprowadzić do remisu. Po dośrodkowaniu z prawego skrzydła głową na bramkę Razaka Braimaha uderzał Cheikhou Kouyatę i piłka trafiła w poprzeczkę.
Pierwsza połowa mogła się podobać kibicom. Obie ekipy skupiły się na ofensywie, co skutkowało dużą ilością okazji bramkowych. W pewnych momentach meczu raziła jednak niedokładność. Proste straty, czy niedokładne podania były w tym spotkaniu bardzo często i trudno powiedzieć z czego mogło to wynikać. Może po prostu brak koncentracji i opanowania to wizytówka uczestników Pucharu narodów Afryki.
W drugiej połowie emocje szybko sięgnęły zenitu. Wystarczyło 13 minut, by atakujący z pasją Senegalczycy dopięli swego. Po dośrodkowaniu z lewej strony boiska największą przytomnością w polu karnym wykazał się Mame Biram Diouf i Razak musiał wyciągać piłkę z siatki. Niespodzianka? Chyba tak, bo przecież Ghana była uznawana za jednego z głównych faworytów tego turnieju. Ale mecz się jeszcze nie skończył i podopieczni trenera Avrama Granta mogli jeszcze przechylić szalę zwycięstwa na swoją korzyść.
Tyle, że na boisku wciąż dominowali silniejsi i bardziej zdeterminowani Senegalczycy. W 67. minucie mogli oni objąć prowadzenie, lecz w kluczowym momencie Mame Biram Diouf spudłował w doskonałej sytuacji. Szanse na zdobycie gola mieli jeszcze Diop i Sow, ale żadnemu z nich nie udało się rozstrzygnąć losów tego spotkania.
Kiedy piłkarze myślami byli już w szatni doszło do sytuacji, po której w Ghanie polały się łzy rozpaczy. Wszystko zaczęło się bardzo niepozornie - Bouna Coundoul wznowił grę długim wykopem w kierunku Dioufa, ten przedłużył ją do Moussy Sowa, a napastnik Fenerbahce nie dał szans na udaną interwencję ghańskiemu golkiperowi. Chwilę później sędzia gwizdnął po raz ostatni, a "Czarne Gwiazdy" wciąż nie mogły uwierzyć, że w doliczonym czasie gry wymknął im się z garści jeden punkt.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?